W czwartek (18 lutego) prezes IPN poinformował, że dokumenty, które były przechowywane w domu generała Czesława Kiszczaka, zawierały m.in.: zobowiązanie Lecha Wałęsy do współpracy z SB pod pseudonimem "Bolek", jego donosy i pokwitowania odbioru pieniędzy. "Znalezienie dokumentów dotyczących Lecha Wałęsy jest szczególnie ważne dla tych, którzy przez 35 lat podlegali propagandzie, mającej podważyć oczywiste fakty" - ocenił Andrzej Gwiazda. "W tej chwili margines działania tej propagandy ubeckiej został sprowadzony do zera" - dodał. Wicemarszałek Senatu, były działacz opozycji Bogdan Borusewicz, pytany przez PAP o sprawę dokumentów, stwierdził: "Od oceny i komentowania tego jest instytucja, która została do tego powołana, czyli Instytut Pamięci Narodowej, zaś politycy nie powinni komentować i używać spraw historycznych do rozgrywek bieżących". "To trochę niesprawiedliwe mówić, że znaleźli coś, a jeszcze tego nie pokazali. Niech pokażą najpierw i każdy będzie mógł się do tego odnieść. Bo to jest niesprawiedliwe. Ja mogę powiedzieć, że słyszałam, że tam są dokumenty dotyczące pana Kaczyńskiego, bo tak słyszałam, tak mówią" - powiedziała Anna Domińska, córka Lecha Wałęsy i jednocześnie szefowa jego gdańskiego biura. "Na mojego ojca zostało powiedziane już wszystko, ale mało tak naprawdę jest potwierdzonych informacji. Tato ma status pokrzywdzonego, był wyrok sądu lustracyjnego, a jednak nadal ludzie mówili swoje" - podkreśliła. "To w fakcie, że Lech Wałęsa zaprzeczał agenturalnej przeszłości, a nie w samej współpracy z SB leży największe nieszczęście" - przekonuje szef partii KORWiN i twórca pierwszej po 1989 r. uchwały lustracyjnej Janusz Korwin-Mikke. W czerwcu 1992 roku poseł Janusz Korwin-Mikke był inicjatorem uchwały lustracyjnej, w wyniku której powstała "lista Macierewicza" i w konsekwencji upadł rząd Jana Olszewskiego. Jak podkreślił lider partii KORWiN, napisana przez niego w 1992 r. uchwała lustracyjna "nie miała na celu, tak jak chce PiS, żeby tych ludzi ukarać". "Celem uchwały lustracyjnej zgłoszonej przeze mnie było to, żeby ci ludzie mogli wreszcie się nie bać szantażu" - dodał. Fakt, że Lech Wałęsa zaprzeczał współpracy z SB, sprawił natomiast - zdaniem Korwin-Mikkego - iż "ludzie zaczęli się bać przyznawać". "Ubocznym skutkiem uchwały - niewykonanej zresztą przez ministra Macierewicza, bo on nie ujawnił wszystkich agentów, tylko tych niepracujących już wówczas dla UOP-u, wtedy czy ABW później - było to, że oni się wzajemnie poznali (...) i od tej pory zaczęli tworzyć wspólnie środowisko, które zwalczało starania o lustrację. Niestety, tego typu operacje trzeba albo robić do końca, wrzód trzeba wycisnąć do końca, albo nie dotykać. Niestety to, co zrobił Macierewicz, było nacięciem tego wrzodu i zostawieniem go, i on ropieje do dzisiaj" - przekonywał. Korwin-Mikke przekonywał przy okazji, że Mieczysław Wachowski był prawdopodobnie oficerem prowadzącym Lecha Wałęsy. Ujawnione w czwartek przez IPN materiały dotyczące współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa zbliżają nas do prawdy historycznej - ocenił senator PiS, prof. Jan Żaryn. Jak dodał, dla historyków IPN treść materiałów nie jest jednak zaskoczeniem. "Dokumenty, które powoli rozpoznajemy, dotyczące współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa, są dokumentami, które potwierdzają treść książki wydanej przez IPN w 2008 roku, autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Jako historyk, który był wewnętrznym recenzentem tej pracy, nie będzie dla mnie zaskoczeniem, jeśli w kolejnych odsłonach 'szafy Czesława Kiszczaka', odkryjemy dokumenty potwierdzające hipotezy zawarte w tej pracy" - powiedział Żaryn.