W swoim komentarzu centroprawicowa francuska gazeta zauważa, że polskie niedzielne wybory "o mały włos nie zakończyły się tak, jak bajka, w której żółw wygrywa wyścig z zającem". "Le Figaro" nawiązuje w ten sposób do topniejącej w ostatnich tygodniach różnicy między prowadzącym w sondażach Komorowskim a jego głównym konkurentem do fotela prezydenta - Jarosławem Kaczyńskim. Francuski dziennik przypomina o opozycyjnej karcie Komorowskiego w czasach PRL i jego karierze politycznej po 1989 roku, pisząc o "nieposzlakowanym CV". "Choć jego życiorys wywołuje sympatię, ostatnia kampania prezydencka pokazała także, że Komorowski często strzela gafy, nie ma charyzmy i brak mu nieco wyobraźni" - uważa "Le Figaro". Określa go jako "liberała", przy czym zaznacza od razu, iż "większość polskich liberałów jest bardzo konserwatywna w sferze wartości". "Jest on (Komorowski) przeciwny aborcji, eutanazji i małżeństwom homoseksualnym. Ale jest także tolerancyjny, a opowiadając się za dopuszczalnością zapłodnienia in vitro, wykazał się odwagą, której nie wybaczył mu Kościół katolicki" - dodaje gazeta. "Le Figaro" podkreśla, że Komorowski ma bliskie relacje z premierem Donaldem Tuskiem, dalekie jednak - zdaniem gazety - od uległości wobec premiera. "Komorowski dowiódł już swojej niezależności umysłu, i - jeśli wierzyć jego bliskim - potrafi narzucić swój autorytet. Tym bardziej, jeśli zakosztuje smaku władzy" - dodaje dziennik. W swoim komentarzu francuska gazeta pisze też o "widowiskowym powrocie" na polityczną scenę Jarosława Kaczyńskiego. Według "Le Figaro", duże poparcie dla niego wynika przede wszystkim z szoku polskiego społeczeństwa po katastrofie smoleńskiej, ale także ze zdolności politycznych szefa PiS. "Identyfikując się ze swoim bratem, Jarosław Kaczyński pokazał, że ma politycznego nosa. (...) Aby uwieść elektorat lewicy, ten głęboki antykomunista posunął się do oddania hołdu (w kampanii wyborczej - red.) "patriotyzmowi" Edwarda Gierka, byłego I sekretarza PZPR. W starciu ze swoim rywalem (Komorowskim), bezbarwnym i mało wojowniczym, Kaczyńskiemu udało się bez trudu brylować na scenie" - komentuje gazeta. "Aby uspokoić Polaków, Jarosław przywdział prezydencki garnitur Lecha, chcąc uchodzić za mistrza politycznej zgody i pojednania. Wyborcy nie dali się zwieść cudownej przemianie tego siewcy niezgody" - pisze "Le Figaro". I zaznacza, że sprawowanie urzędu premiera przez Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006-2007 "pogrążyło kraj w zgubnym klimacie polowania na czarownice. Obawiając się nowej ery koabitacji, bardziej burzliwej niż kiedykolwiek, Polacy zmobilizowali się, aby nie dopuścić do takiego scenariusza".