Prezes PAN prof. Michał Kleiber wezwał zespoły Laska i Macierewicza do eksperckiej debaty ws. przyczyn katastrofy smoleńskiej. Postawił dwa warunki: przeprowadzenie dyskusji wyłącznie w gronie fachowców oraz jawność obrad, dostępnych dla wszystkich zainteresowanych mediów. Szef zespołu przy KPRM Maciej Lasek powtórzył na czwartkowej konferencji prasowej, że jego zespół gotowy jest do takiej debaty. Z kolei szef zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz powiedział na swej konferencji prasowej, że zespół parlamentarny półtora roku temu zaproponował debatę z ekspertami rządowymi, ale "pan Lasek zawsze jej unikał i przed nią uciekał". - Nigdy nie miał odwagi czy w debacie bezpośredniej, czy na konferencji naukowej stanąć naprzeciwko ekspertów zespołu parlamentarnego - powiedział poseł PiS. Dodał, że z zespołem parlamentarnym współpracują eksperci od eksplozji, wytrzymałości materiałów czy symulacji komputerowych. - W debacie, jeśli ona miałaby być uczciwa, wystąpiliby eksperci, którzy zostaną wskazani. Nie będzie tak, że jedna strona będzie decydowała o tym, kto może - z ramienia tej drugiej strony - występować - powiedział Macierewicz. - Gdyby tak miało być, to musiałbym powiedzieć, że Maciej Lasek, który jest opłacany przez rząd Donalda Tuska, jest niewiarygodny, bo jest politycznie uwarunkowany - powiedział Macierewicz. Zarzuty Macierewicza - Do debaty jesteśmy zawsze gotowi, jeśli tylko pan Lasek przestanie uciekać - powiedział szef zespołu parlamentarnego. Według niego członkowie zespołu przy KPRM "uciekają przed debatą, bo gdyby się odbyła, musieliby położyć na stół dowody, że brzoza została złamana przez samolot, dowody, na podstawie których twierdzą, że silniki działały do końca, dowody, których nie mają". Według Macierewicza Lasek "przyznał w sposób bezsporny, że nigdy nie badał wraku, ani jego koledzy, bo zostali wyznaczeni dopiero 5 maja 2010 r. i nigdy nie byli na miejscu katastrofy". Poseł PiS dodał, że szef zespołu przy KPRM "nie potrafił wskazać konkretnej osoby, eksperta, który mierzył brzozę i osób, które dokonywały oględzin miejsca zdarzenia". Pytany o słowa Macierewicza, Lasek ponownie zapewnił w rozmowie z PAP, że on i członkowie jego zespołu chcą wziąć udział w debacie ekspertów. - Nie unikamy konferencji naukowej, którą zaproponował pan prof. Kleiber. To nie my postawiliśmy warunki, na jakich ma odbyć się ta konferencja, tylko prezes PAN. My się na te warunki zgodziliśmy - wyjaśnił. - Od samego początku nie miała to być debata, bo debatować można nad poglądami. Natomiast nie debatuje się nad faktami. To ma być konferencja naukowa - podkreślił Lasek. Przypomniał, że zgodnie z naukowymi regułami, uczestnicy konferencji muszą poprzeć swój materiał dowodami. - To nie my będziemy decydowali, kto na tę konferencję zostanie przyjęty, tylko komitet naukowy, złożony - jak sądzę - z ekspertów, bo takie warunki postawił prof. Kleiber - zaznaczył Lasek. Dodał, że jeszcze nie zdecydował, czy przyjmie zaproszenie prezesa PAN do komitetu naukowego konferencji (to on weryfikowałby nadesłane materiały). - Natomiast przyjęliśmy zaproszenie do udziału w konferencji - dodał. "Dowody są jawne" Lasek sprzeciwił się też zarzutowi, że nie ma dowodów. - Dowody, na podstawie których pracowaliśmy, są jawne. Zostały zaprezentowane w raporcie końcowym komisji Millera, jego protokole i załącznikach. Są tam wykresy i analizy przeprowadzone przez specjalistów - podkreślił. Ocenił też, że Macierewicz wzywa do pokazania dowodów, bo "sam tych dowodów nie posiada, a jego eksperci próbują wykonywać analizy bez dostępu do materiałów". - Pan poseł Macierewicz przyznał dziś, że ani on, ani nikt z jego ekspertów nie był w Smoleńsku. Z 34-osobowej komisji Millera kilkanaście osób, z którymi razem pracowaliśmy, było w Smoleńsku. Część z nich było od pierwszego dnia - podkreślił Lasek. - Przy badaniu wypadków lotniczych nie ma potrzeby, żeby wszyscy członkowie byli na miejscu zdarzenia. Jeden zespół dokonał oględzin na miejscu, inny zajmował się rejestratorami, kolejny analizował, jak wyglądało przygotowanie obu wizyt, jak szkolono pilotów, analizowaliśmy również rosyjskie przepisy. Nasz zespół składał się z 34 osób, z których każda miała przyporządkowane inne zadanie - dodał Lasek. Macierewicz zarzucił w czwartek także, że "w raporcie MAK nie ma dokumentu z oględzin miejsca zdarzenia". Ponadto - stwierdził poseł PiS - w raporcie komisji b. szefa MSWiA Jerzego Millera, która badała katastrofę smoleńską, jak również w innych wystąpieniach ekspertów rządowych "nie przedstawiono ani jednego dowodu na to, że samolot uderzył w drzewo". - Mamy do czynienia z wytwarzaniem iluzji, że ponieważ drzewo jest złamane, to na pewno uderzył w nie samolot. To drzewo mogło być równie dobrze złamane na skutek uderzenia fragmentów samolotu, który rozpadał się wcześniej - powiedział Macierewicz. Jak mówił, dopóki Lasek "nie przedstawi takiego dowodu, dopóty debata z nim na temat przyczyn tej tragedii będzie bardzo trudna". - On okłamuje opinię publiczną od dawna powtarzając tezy rosyjskie - dodał poseł PiS. "Oni ten samolot podnieśli i wtedy nastąpiła eksplozja" Macierewicz mówił też o raporcie b. polskiego akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha. - O ile przyczyną tragedii - według raportu Millera i Laska - jest zniżanie się poniżej punktu decyzji, to istotą raportu E. Klicha jest wskazanie na odpowiedzialność ośrodka decyzyjnego w Moskwie - zaznaczył szef zespołu parlamentarnego. Dodał, że według raportu E. Klicha "komendę odejścia na drugi krąg wydano wtedy, kiedy nie było już możliwości wyprowadzenia samolotu". - Decyzję podjęto, gdy - według Klicha - katastrofa była już nieuchronna. To stanowisko E. Klicha zostało wykreślone i pominięte - powiedział Macierewicz. - Komendę "odejście" podano, gdy po ludzku nie było już możliwości ucieczki, kiedy katastrofa była nieunikniona. Na tym polega chwała mjr. Arkadiusza Protasiuka i jego kolegów, że chociaż byli naprowadzani na śmierć, chociaż wydano im komendę, kiedy śmierć wydawała się nieuchronna, oni stamtąd uciekli i podnieśli samolot, chociaż miał uderzyć w zbocze. Oni ten samolot podnieśli i wtedy nastąpiła eksplozja - powiedział Macierewicz. "Analizę ukryto przed społeczeństwem" - Analizę człowieka, który przez RP był uprawniony do badania tej tragedii, wyrzucono na śmieci i ukryto przed społeczeństwem - powiedział Macierewicz. - Rząd wiedział już 30 listopada 2010 roku, że do tragedii doszło na skutek decyzji podjętej w Moskwie - uważa szef zespołu parlamentarnego. Lasek zapewnił, że spostrzeżenia Klicha zostały uwzględnione - obok opracowań przygotowanych przez 36. specpułk i komisję Millera - w uwagach strony polskiej do projektu raportu MAK i powtórzone w raporcie komisji Millera. Uwagi Klicha liczyły ponad 40 stron. Polskie uwagi do raportu MAK - 148. Przed czwartkowym wystąpieniem Macierewicza Lasek ocenił, że zespół kierowany przez posła PiS manipuluje danymi z materiałów komisji Millera i stara się manipulować opinią publiczną. Materiały opublikowane przez komisję Millera są dostępne na stronie http://komisja.smolensk.gov.pl/.