Badanie katastrofy smoleńskiej w Polsce przeprowadziła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie, komisja ta stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu. Decyzją ministra obrony, Antoniego Macierewicza od ponad roku przyczyny katastrofy wyjaśnia podkomisja działająca przy Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. W poniedziałek zaprezentowała film obrazujący jej ustalenia - wynika z niego, że Tu-154M w Smoleńsku został rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą. - W wyniku przeprowadzonych eksperymentów możemy powiedzieć, że najbardziej prawdopodobną przyczyną eksplozji był ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową - wynika z filmu podkomisji smoleńskiej, który został zaprezentowany w poniedziałek w rocznicę katastrofy. Z ustaleń podkomisji wynika, że prawdopodobnym powodem, dla którego samolot nie mógł natychmiast odejść na drugi krąg była seria awarii. Zaprezentowane w filmie eksperymenty m.in. eksplozję "ładunku termobarycznego" w zbudowanym fragmencie "kadłuba w skali 1:1 zgodnie z planami konstrukcyjnymi" Lasek określił jako "bardzo humorystyczne". "Ludzie, którzy wiedzą, jak wygląda eksplozja i ślady po eksplozji i jak się niszczy konstrukcja, wykluczyli całkowicie taką hipotezę" - powiedział Lasek. "Rozrzut szczątków samolotu jest typowy dla zderzenia samolotu z ziemią pod takim kątem, szerokość pola szczątków jest niewiele większa od rozpiętości skrzydeł, a długość tego pola, to są około trzy długości kadłuba. Jeśli doszłoby do eksplozji, to tych elementów byłoby dużo więcej na większej powierzchni i byłyby one rozłożone promieniście" - uważa Lasek. Maciej Lasek odniósł się też do twierdzenia podkomisji, że pierwsze elementy lewego skrzydła zaczęły spadać na ziemię około 900 m przed początkiem pasa startowego, jeszcze przed uderzeniem w brzozę. Zdaniem Laska, w rzeczywistości znaleziono przed brzozą "jeden element". Znalezienie tej części - w jego opinii - jest dyskusyjne, bo została ona tam odnaleziona dopiero w 2012 r. Fragment ten - jak wskazał - został poddany badaniom przez polskich pirotechników. "Trudno jest wskazywać, że jest to element wybuchu, tym bardziej że cały raport pirotechników ten wybuch wyklucza" - powiedział mówiąc o opracowaniu przygotowanym przez pirotechników dla ówczesnej prokuratury wojskowej. Jak podkreślił Lasek, biegli wojskowej prokuratury nie mieli żadnych wątpliwości, że do utraty fragmentu skrzydła doszło na skutek zderzenia z brzozą. Jak zaznaczono w filmie przygotowanym przez podkomisję, rosyjscy kontrolerzy wiedzieli, że Tu-154 będzie trudno wylądować, ale "nie tylko nie informowali o tym załogi Tu-154, ale kontynuowali wprowadzanie jej w błąd", podczas naprowadzania do lądowania. Z kolei rosyjski Ił-76, który miał lądować w Smoleńsku przed polskim Tu-154 - jak wskazała podkomisja - "od początku był precyzyjnie sprowadzany". Jak powiedział Lasek nie ma jednak "wiarygodnych informacji" na temat położenia samolotów, które przed Tu-154 podchodziły do smoleńskiego lotniska - czyli rosyjskiego Ił-a i polskiego Jaka-40. "Zapis z Jaka-40 'nadpisał się' podczas lotu powrotnego, zaś w przypadku Ił-a informacje z rejestratora, które zostały udzielone, były fragmentaryczne i mało wiarygodne zwłaszcza w kontekście tego, co świadkowie mówili" - wskazał.