Z dokumentów prokuratury w Radomiu, do których dotarł dziennikarz radia TOK FM, wynika, że śledztwo prowadzone jest w sprawie praktyk firmy Johnson&Johnson, która miała przekupywać lekarzy. Sprawa długo nie wychodziła na jaw, bo była sprytnie zakamuflowana. Według zeznań, łapówki wpływały na konta znajomych lekarzy, którzy rzekomo wykonywali dla Johnson&Johnson jakieś prace, np. pisali treści spotów reklamowych. Znajomi lekarzy zyskiwali na tej transakcji 10 procent jej wartości. Przy takiej konstrukcji przestępstwo jest bardzo trudne do udowodnienia, bo firma może podpisywać umowy właściwie z każdym. Sprawa wyszła na jaw, kiedy pewna emerytka nie potrafiła wytłumaczyć urzędowi skarbowemu, skąd na jej koncie takie pieniądze i dlaczego nie wpisała ich do zeznania podatkowego. Z informacji, do których dotarło radio TOK FM wynika, że łapówki brali także lekarze z Lublina, Zamościa i Kraśnika. Według zeznań świadków, w Johnson&Johnson to normalna praktyka. Pracownicy firmy, którzy zgodzili się na współpracę z prokuraturą, twierdzą, że wszystko działo się za zgodą szefostwa, a na przekupywanie lekarzy utworzony jest specjalny fundusz. Prokuratura zabezpieczyła wszystkie umowy, które firma podpisywała. - Teraz musi odsiać te prawdziwe od fikcyjnych - przyznają anonimowo prokuratorzy. Biuro prasowe firmy Johnson&Johnson - nie odpowiadając na żadne pytania - przysłało bardzo krótki komunikat: "Jesteśmy świadomi tego, że polskie władze prowadzą śledztwa w związku z praktykami biznesowymi firm z branży zdrowotnej. Nasza firma współpracuje ze stosownymi władzami i udziela odpowiedzi na zapytania". Jednak prokurator Bednarczyk twierdzi, że nic mu nie wiadomo, żeby jakakolwiek firma farmaceutyczna współpracowała z prokuraturą.