"Nie wiadomo, czy w Instytucie odnalazły się na temat byłego prezydenta jakieś nowe dokumenty. Możliwe jednak, że znalazł się w katalogu ("liście 500") na podstawie materiału zebranego przy okazji jego rozprawy lustracyjnej w lipcu 2000 roku" - pisze "Rzeczpospolita". Wówczas jednak Sąd Lustracyjny wykluczył możliwość, że Kwaśniewski był tajnym współpracownikiem. Komentując ten wyrok Jacek Kurski powiedział w telewizji TVN24, że wyroki z tamtych lat "zawsze były kuriozalne". "Materiały nadesłane z UOP nie pozostawiały jednak wątpliwości, że 23 czerwca 1982 roku został zarejestrowany przez SB. W 1983 roku zmieniono mu kategorię na TW i nadano pseudonim Alek. Wyrejestrowano go 7 września 1989 roku" - dodaje dziennik. Kilka nazwisk z "listy 500" podała również Informacyjna Agencja Radiowa. Powołując się na "źródła zbliżone do IPN" IAR wymieniła niektórych prominentnych polityków SLD: Jacka Piechotę, Zbigniewa Siemiątkowskiego, Longina Pastusiaka, Andrzeja Brachmańskiego, Romana Jagielińskiego, Sławomira Wiatra. Wśród kontaktów operacyjnych SB znalazły się nazwiska Dariusza Rosatiego i Wiesława Kaczmarka. IPN sporządził listę nazwisk około 500 osób pełniących obecnie ważne funkcje w życiu publicznym, które w świetle ustawy lustracyjnej były współpracownikami komunistycznych służb. Istnienie listy osób, które miały być tajnymi współpracownikami służb PRL, a obecnie "kreują się bądź też występują w roli autorytetów", potwierdził w sobotę prezes IPN Janusz Kurtyka w rozmowie z dziennikarzami Newsweeka i w RMF FM. We wtorek szef IPN zapewnił w radiowych Sygnałach Dnia, że nie ma możliwości, aby informacje na temat listy 500 mogły zostać wyniesione z IPN. Prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień przestrzegał, że po orzeczeniu TK nie można ujawniać listy osób, które miały współpracować z tajnymi służbami PRL, nawet jeżeli obecnie pełnią one ważne funkcje w życiu publicznym. Premier Jarosław Kaczyński powiedział we wtorek, że "Polacy mają pełne prawo do tego, by dowiedzieć się kto jest na tej liście, jeśli taka lista rzeczywiście istnieje (...) i nie jest dokumentem przygotowanym dla celów doraźnych, czy technicznych". Gdyby tak było - dodał premier - lista powinna zostać w zasobach IPN. Komentując pojawienie się w mediach nazwisk polityków rzekomo będących na "liście 500" rzecznik IPN, Andrzej Arseniuk, powiedział, że nie doszło do wycieku z Instytutu, a ujawnione dane to jedynie spekulacje dziennikarzy.