Podpis ten jest ważny w całej sprawie, bo zapewnia alibi prezydentowi. Dowodzi, że 9 sierpnia 1994 roku Kwaśniewski był w Sejmie, a nie - jak pisali dziennnikarze "Życia" - spotykał się z rosyjskim agentem Władimirem Ałganowem. "Czy drżenie linii w podpisie Kwaśniewskiego spowodowane jest nieregularnym wpływem środka kryjącego, czy też tremoru, który występuje w naśladownictwie niewolniczym" - tak bardzo fachowe zdania padały dzisiaj na sali rozpraw. - To, co się działo podczas rozprawy, trochę upodobniło ten proces do procesów amerykańskich - stwierdził biegły grafolog, prodziekan Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Tadeusz Tomaszewski. Biegli grafolodzy orzekli autentyczność podpisu Aleksandra Kwaśniewskiego na liście obecności sejmowej komisji z sierpnia 1994 r. Pozwani przez prezydenta dziennikarze "Życia" podważają tę opinię i chcą nowej. Był to już dziesiąty dzień procesu cywilnego przed Sądem Okręgowym w Warszawie, wytoczonego przez Kwaśniewskiego dziennikowi "Życie" za sugestie gazety, dotyczące jego rzekomych wakacji z oficerem wywiadu b. ZSRR i Rosji Władymirem Ałganowem między 5 a 15 sierpnia 1994 r. Cała rozprawa poświęcona była pobocznemu wątkowi sprawy - kwestii obecności powoda na posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych 9 sierpnia 1994 r. w Sejmie. Na wniosek "Życia" sąd powołał do oceny autentyczności jego podpisu biegłych z zakresu pisma porównawczego. Z przedstawionej opinii biegłych z zakładu kryminalistyki Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że kwestionowany przez pozwanych podpis jest autentyczny. Pozwani zarzucili tej opinii nierzetelność, a biegłym niekompetencję. Twierdzili, że nie oparto jej na oryginalnych podpisach i że "sporządzono ją zbyt szybko". Wnieśli o powołanie dodatkowego grafologa. Sąd odroczył proces do 21 marca. Odroczono także rozstrzygnięcie wniosku "Życia" o kolejną ekspertyzę. Być może tego dnia dojdzie do końcowych przesłuchań stron. Prezydent już wcześniej oświadczył, że rezygnuje z prawa zeznawania.