- Mówiąc o tym, jakie decyzje mogą być podjęte na szczycie w Newport, musimy mieć świadomość, że Sojusz Północnoatlantycki wraca z dalekiej podróży: Po zimnej wojnie najpierw adaptował się do korzystnych zmian - otworzył się na wschód, przyjął nowe państwa, z innymi nawiązał partnerskie kontakty, rozwijał relacje z Rosją. Wydawało się, że to będzie kierunek rozwoju sojuszu - stabilizowanie sytuacji w naszym otoczeniu. Nagle wybuchła Jugosławia - pierwsza operacja "out of area", wtedy jeszcze można powiedzieć za miedzą, w najbliższym sąsiedztwie. A potem sojusz "powędrował w świat". Była mowa, że NATO ma być sojuszem globalnym - powiedział Kuźniar w rozmowie z PAP.Przypomniał, że sojusz skupiał się na nowych zagrożeniach, zaangażował się w operację afgańską, udzielił pośredniego wsparcia interwencji w Iraku, był obecny w różnych miejscach świata. - I sojusz trochę przegapił zmiany geopolityczne, które zachodziły w bezpośrednim sąsiedztwie - zagrożenia ze strony państw, a nie aktorów niepaństwowych. Teraz nagle został wyrywany z głębokiego snu agresją rosyjską na Ukrainę, trzeba powiedzieć otwarcie - wojną rosyjsko-ukraińską. To klasyczna wojna między dwoma państwami - podkreślił. - Wiele państw Europy zachodniej nie było politycznie i świadomościowo przygotowanych, że za drzwiami będzie wojna i że agresorem będzie Rosja. Wstrząs, jaki się dokonał, jeszcze nie do końca przeorał świadomość głównych decydentów, z związku z tym Newport dla nas jest początkiem pewnego procesu - powracania sojuszu do jego pierwotnej roli, nie na papierze, tylko w rzeczywistości - dodał Kuźniar. - Teraz też próbowano udawać, że nic się nie dzieje. Podobnie jak Amerykanom i Brytyjczykom trudno było się pogodzić po II wojnie światowej, że "wujek Joe" (Stalin), do tej pory sojusznik, który wniósł taki wkład w pokonanie Niemiec, skoczy do gardła Zachodowi. Zmiana mentalności musiała potrwać kilka lat. Teraz również wygląda, jakbyśmy nie wyciągali wniosków z lekcji przeszłości, mimo że sytuacja wydaje się klarowna - powiedział. Zdaniem prezydenckiego doradcy trudno przewidzieć, jak szczyt odniesie się w dokumentach sojuszniczych do nowej polityki Rosji i do wojny na Ukrainie. - Jak się odnieść wobec agresora i wobec ofiary, do kwestii pomocy państwu, które jest przedmiotem agresji? Rosja wyraźnie postrzega NATO jako wroga, retoryka jest silnie antynatowska i antyzachodnia, mamy różnice zdań między państwami. To nie tylko kwestia przyszłości stosunków NATO-Rosja, ale i odniesienia się przez sojusz do tej wojny. Jeżeli jest bellum ante portas, sojusz nie może udawać, że tak nie jest - podkreślił. - Do tej pory nikt nie udziela pomocy zbrojnej ani nie sprzedaje Ukrainie broni, ale to się będzie musiało zmienić. Jeżeli nie udzielimy pomocy Ukrainie, wojska rosyjskie dojdą do granicy sojuszu - ocenił. Odnosząc się do dyskusji, czy postulowane przez Polskę rozmieszczenie wojsk i baz NATO na terytorium nowych państw członkowskich, naruszałoby obietnice złożone przez NATO Rosji, Kuźniar zaznaczył: - Uważamy, że nie odstępujemy od układu, lecz działamy zgodnie z nim. Porozumienie - nota bene polityczne, nie prawnotraktatowe - przewiduje, że członkowie sojuszu będą dbać o swoje bezpieczeństwo raczej przez wzrost interoperacyjności i stałe ćwiczenia niż przez istotne zwiększanie obecności militarnej na terenie nowo przyjętych krajów, o ile nie zmieni się środowisko bezpieczeństwa. Tymczasem ono uległo radykalnej zmianie. Chodzi nie tylko o agresję na Ukrainę, ale i o trzykrotny wzrost nakładów na zbrojenia Rosji w ciągu ośmiu lat, niedawną wojnę przeciw Gruzji, groźby formułowane przez Rosję wobec innych sąsiadów. - To wszystko istotnie zmienia środowisko bezpieczeństwa sojuszu. Sojusz byłby ostatnim fajtłapą, gdyby nie chciał tego zauważyć i wyciągać z tego wniosków - dodał. Kuźniar spodziewa się, że sojusz potwierdzi, że amerykański program obrony balistycznej realizowany od 2009 r., (od kiedy prezydentem jest Barack Obama) będzie traktowany jako część systemu transatlantyckiej obrony przeciwrakietowej. - Nie przypuszczam, żeby sojusz chciał się odnieść do Państwa Islamskiego. To rzecz nowa, nota bene wywołana przez nasze niefortunne interwencje - to efekt napaści na Irak, ale i nierozsądnego stosunku do wojny w Syrii - dodał. - Jeżeli chodzi o Afganistan, sprawa jest trudna, bo nie mamy tam partnera. Hamid Karzaj okazał się niewiarygodny, zwłaszcza, że odchodzi, po drugie, nie mamy nowego prezydenta. Nie wiadomo, kto będzie wiarygodnym rozmówcą w sprawie ewentualnego wsparcia czy kontynuacji naszej obecności - powiedział. Zarazem zdaniem Kuźniara zaplanowany na 4-5 września w walijskim Newport szczyt prawdopodobnie przyjmie deklarację w sprawie kontynuowania misji szkoleniowej w Afganistanie. - Natomiast by ją realizować, musimy mieć w Kabulu wiarygodny rząd - zaznaczył. - Uważam, że nie należy stwarzać wielkich oczekiwań, że w Newport osiągniemy wszystko, co wynika z naszej oceny, natomiast niewątpliwie możemy liczyć na istotne zmiany. Negocjacje trwają, idziemy w dobrą stronę - powiedział. Jakub Borowski