Wiceprezes Solidarnej Polski w rozmowie z IAR nazywa całą sprawę "kuriozalną". Przypomniał, że jako członek Solidarnej Polski jest przeciwny immunitetom, dlatego zrzekł się go i poprosił o głosowanie za jego uchyleniem. Jednocześnie "wyraził żal", że wykroczenie zagrożone mandatem w wysokości 200 złotych trafiło do Parlamentu Europejskiego, a nie do jego prywatnej skrzynki. - Sprawa się przedawniła, a i tak sprawiła medialne wrażenie grubej afery - powiedział. Dodał, że jego zdaniem pokazuje to absurdalność instytucji immunitetu. Kurski stwierdził też, że razi go fakt, iż zwraca się uwagę tylko na niepowodzenia opozycji, a pomija błędy partii rządzących. - Prawo w Rzeczpospolitej, w Europie jest jak pajęczyna - bąk się przebije, ugrzęźnie muszyna - podsumował Kurski. Media informowały już o wykroczeniach drogowych europosła. Szczególnie nagłośniona była sprawa z 2009 roku, kiedy Kurski spieszył się na otwarcie biura parlamentarnego w Olsztynie. Za przekroczenie prędkości groził mu mandat i 6 punktów karnych. Europoseł powołał się jednak na immunitet i kary go ominęły.