Pierwsze pękniecie w Konfederacji sięga wybuchu wojny w Ukrainie. Po "kanonadzie nieodpowiedzialnych wypowiedzi" lidera partii KORWiN trzech posłów zdecydowało się opuścić ugrupowanie. Pozostali jednak w Konfederacji, którą tworzyli od początku kadencji. Kolejny zgrzyt pojawił się, gdy w październiku 2022 r. partię ustępującego z funkcji prezesa Janusza Korwin-Mikkego przejął Sławomir Mentzen. Przedsiębiorca oraz doradca podatkowy z Torunia szybko wprowadził swoje porządki. Zmienił nazwę partii na Nowa Nadzieja i zaczął się dogadywać z kolegami należącymi do obozu narodowców. Dla Konfederacji, a przede wszystkim własnej partii, pozyskał nowego posła czyli Stanisława Tyszkę, który dotąd współpracował z Pawłem Kukizem. Jak pisaliśmy w listopadzie, warunkiem zmiany politycznych barw przez byłego wicemarszałka Sejmu miało być pierwsze miejsce na liście wyborczej Konfederacji. Zabrali "jedynki" Doniesienia Interii potwierdził Jakub Kulesza. W mediach społecznościowych stwierdził, że Tyszka próbował się wcześniej dogadać z Platformą Obywatelską, Polską 2050 i Konfederacją. "W zasadzie jedyne rzeczy, jakimi poseł Tyszka był zainteresowany, to: jedynka w dużym, biorącym okręgu, dołączenie do Rady Liderów Konfederacji i odpowiedni parytet finansowy z subwencji" - pisał Kulesza. Zarówno on jak i jego koledzy od początku sprzeciwiali się przyjęciu polityka. Sławomir Mentzen nie oglądał się na protesty byłych partyjnych kolegów. W grudniu Rada Liderów Konfederacji uchyliła uchwałę, która gwarantowała posłom Konfederacji pierwsze miejsca na listach wyborczych. Dlaczego dalsze pozycje nie są tak atrakcyjne? - No cóż, taki start z "dwójki" jest zazwyczaj skazany na porażkę. Rzadko się zdarza, żeby komuś z drugiego miejsca udało się przeskoczyć "jedynkę" - mówi Interii Dobromir Sośnierz. - Jednym z niewielu takich przykładów jest Krzysztof Bosak, który na liście LPR przeskoczył kolegę z 1. miejsca, który w czasie kampanii pojechał na wakacje - dodaje. Tymczasem lider Nowej Nadziei ogłosił ogólnopolskie prawybory mające wyłonić odpowiednich kandydatów. Wolnościowcy nie chcieli jednak brać w nich udziału. - Mamy zastrzeżenia co do samej idei przeprowadzenia prawyborów. Przede wszystkim, z niewiadomego powodu, organizuje je Nowa Nadzieja zamiast Konfederacji - mówi Interii Dobromir Sośnierz. - Sławomir Mentzen nie jest władny do przeprowadzenia takich wyborów. To Rada Liderów może to zrobić. Wszystko wskazuje jednak na to, że "rozbiory" Wolnościowców zostały dogadane przy zielonym stoliku przez narodowców z korwinistami - uważa. W rozmowie z Interią Janusz Korwin-Mikke chwali jednak swojego następcę i nie widzi żadnych kontrowersji: - Sławomira Mentzena oceniam bardzo dobrze, jego decyzje są słuszne. Wolnościowcy odłączyli się od partii KORWiN, więc to ich pech. Partia wywalczyła sobie 20 "jedynek", dlaczego miałaby je oddawać? "Bali się rywalizacji" Ile jest prawdy w słowach o zakulisowej umowie narodowców i korwinistów? Szef Ruchu Narodowego mówi nam, że Konfederacja chce gromadzić jak najwięcej środowisk o podobnych poglądach. - Nie może być jednak tak, że posłowie są przyspawani do swoich miejsc w konkretnych okręgach. Bo dynamika polityczna wymusza zmiany. Sam kandydowałem z województwa podlaskiego (polityk jest z woj. dolnośląskiego - red.) i wciąż jest taki jest plan. Ale ogólnopolscy liderzy mogą startować z różnych miejsc, to normalne w partiach politycznych - uważa Robert Winnicki. W opinii lidera Ruchu Narodowego jego koledzy z Wolnościowców powinni wziąć udział w prawyborach przygotowywanych przez Sławomira Mentzena. - To była szansa, żeby zakończyć konflikty wewnątrz tego środowiska. Mam również wrażenie, że panowie bali się rywalizacji, co źle świadczy o nich jako posłach. Po trzecie, niektórzy działacze, a nawet członkowie zarządu Wolnościowców, jak Tomasz Grabarczyk w Łodzi, zdecydowali się kandydować. I mają spore szanse, żeby uzyskać dobry rezultat - twierdzi Winnicki. Wolnościowcy obstają jednak przy swoim: jak mówią, umów należy dotrzymywać. Usłyszeliśmy również, że pozostawienie polityków tworzących ich ugrupowanie na pierwszych miejscach list wyborczych jest korzystne dla Konfederacji. - Żaden z nas trzech nie jest spadochroniarzem w swoim okręgu. Mamy na miejscu ludzi, elektorat. Wciskanie spadochroniarza Stanisława Tyszki zamiast Artura Dziambora w Gdyni to strata dla Konfederacji - mówi nam Dobromir Sośnierz, który podkreśla, że "nie chce zabrzmieć nieskromnie". Konfederacja albo nic Chociaż Robert Winnicki zarzeka się, że w sprawie najbliższych wyborów nic nie zostało jeszcze przesądzone, potwierdza: Sławomir Mentzen będzie numerem jeden na liście Konfederacji w Warszawie. - Do ostatecznego układania list jeszcze trochę. Mamy kilka miesięcy zanim zostaną przygotowane. Sztywne podejście posłów w tej sprawie jest niewskazane. Ruch Narodowy przedstawi swoje rekomendacje, u nas nie było potrzeby przeprowadzać prawyborów. Przedstawi je Nowa Nadzieja, przedstawi Korona (partia Grzegorza Brauna tworząca Konfederację - red.) - powiedział Interii szef narodowców. W rozmowach z mediami Wolnościowcy podkreślają: - Nie jest za późno na naprawienie sytuacji. Decyzje nie zostały podjęte, mosty nie zostały spalone. Nadal jesteśmy członkami koła Konfederacji. Wciąż możemy odejść od stołu rokowań wspólnie, a nie oddzielnie - mówi Sośnierz. Wydaje się jednak, że zarówno narodowcy jak i korwiniści nie będą płakać po trzech posłach, którzy zrezygnowali z członkostwa w partii KORWiN. - Jeśli chodzi o Konfederację, nic się nie dzieje - uważa Janusz Korwin-Mikke. - Nie ma ryzyka powstania żadnej innej listy polityków o poglądach podobnych do naszych, która byłaby w stanie zarejestrować się w tej kampanii wyborczej - wtóruje koledze Robert Winnicki. Czyli Konfederacja albo nic? - dopytujemy. - Tak to wygląda - odpowiada nasz rozmówca. Jakub Szczepański