Kiedy Kancelaria Prezydenta ogłosiła w środę wieczorem, że Andrzej Duda wygłosi oświadczenie, sprawa była owiana tajemnicą. Jak się później okazało, nie tylko media nie znały tematu wystąpienia głowy państwa. Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy w kuluarach, nie ukrywali zaskoczenia prezydenckim wetem. O zgrzycie na linii Pałac Prezydencki-Kancelaria Prezesa Rady Ministrów poinformował oficjalnie Szymon Szynkowski vel Sęk, minister do spraw Unii Europejskiej, który jeździł do Brukseli dogadywać się w sprawie KPO. - Pan prezydent nie czuł się wystarczająco konsultowany. Przyjmuję to stanowisko z pokorą. W związku z tym osobiście zaangażuję się w to, aby pan prezydent dysponował wszelkimi, szczegółowymi informacjami - tłumaczył dziennikarzom w Sejmie Szynkowski vel Sęk. - Jeżeli będzie życzył sobie bardziej szczegółowych informacji z procesu negocjacyjnego, jestem do dyspozycji - dodał polityk PiS. Jak powiedział, jego obóz polityczny "wyciąga konstruktywne wnioski" z uwag prezydenta. Manifestacja prezydenta Trudno dziwić się słowom Szynkowskiego vel Sęka. Biorąc pod uwagę wystąpienie Andrzeja Dudy, weto dotyczące zmiany prawa oświatowego schodzi na drugi plan. Trzy czwarte oświadczenia odnosiło się do KPO oraz zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym. Prezydent podkreślał, jaką dotychczas odgrywał rolę w negocjacjach z Komisją Europejską, jak został pominięty i wyznaczył warunki brzegowe, jeśli chodzi o ustawę zaakceptowaną przez Brukselę. - To nie jest normalna sytuacja, w której z prezydentem nie uzgadnia się najważniejszych spraw. Co więcej nie wiadomo, kto zobowiązał się do zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, do kamieni milowych. A przecież powoływanie sędziów to jedna z najważniejszych kompetencji głowy państwa! - powiedział Interii jeden z prezydenckich ministrów. - Nie do zaakceptowania jest również sytuacja, w której jakaś ustawa zostaje nam narzucona poza granicami Polski. Chyba PiS o tym zapomniał - dodaje. Andrzej Duda wielokrotnie powtarzał, że nikt nie pytał go o zdanie. - Ani ja osobiście, ani nikt z moich przedstawicieli, co chcę bardzo podkreślić, nie uczestniczył w ich wypracowaniu, ani zaakceptowaniu (kamieni milowych - red.) - mówił prezydent. - To było coś o czym dowiedzieliśmy się z zewnątrz. Szczerze mówiąc, do dzisiaj próbujemy ustalić, jak doszło do tego, że takie zobowiązania zostały przyjęte dla Polski. I kto je w istocie podjął, w ramach rządu - podkreślał. "Pierwsza dama nie jest fanką Lex Czarnek" W praktyce ustawa Lex Czarnek 2.0 padła więc ofiarą politycznych ambicji oraz słabej komunikacji na linii rząd-prezydent. Zmiana prawa oświatowego nie podobała się również pierwszej damie, która przed objęciem urzędu przez Andrzeja Dudę uczyła niemieckiego w jednym z krakowskich liceów. - To, że małżonka prezydenta nie jest fanką Lex Czarnek, wiadomo nie od dziś. Nic tu się nie zmieniło. Przy pierwszym wecie to było ważne, przy drugim też - słyszymy w Pałacu Prezydenckim. - Szef analizował ustawę od dłuższego czasu, więc można się było tego spodziewać. Natomiast to, co stało się z ustawą o Sądzie Najwyższym, przesądziło sprawę - podkreśla nasz informator. Jakub Szczepański