O tym, że "Kukliński to zdrajca", najgłośniej i z największym przekonaniem mówią ci dziś, którzy budowali system stworzony i stawiający pomniki ludziom, których - rozumując nawet ich kategoriami - nie można nazwać inaczej niż zdrajcami. Bohaterami PRL-u byli ludzie, którzy z otwartych działań przeciwko Polsce i współpracy z sowieckimi służbami specjalnymi czynili powód do chwały. Wielu działaczy KPRP i KPP było agentami radzieckiego wywiadu. Stawiany na pomnikach PRL-owski bohater Karol Świerczewski walczył w szeregach Armii Czerwonej podczas polsko-bolszewickiej wojny 1920 roku. PPR-owskich twórców Polski Ludowej wiązały z sowieckim imperium najróżniejsze - również agenturalne więzy, a współpracę wojskową i wywiadowczą z ZSRR w ramach Układu Warszawskiego trudno kwalifikować inaczej niż jako, co najmniej, kolaborację z wrogim nam totalitarnym mocarstwem. Nie chcąc zaczynać debaty nad historią ruchu komunistycznego napiszę jedynie, że w ocenach różnych jego działaczy dostrzegam oczywiście światłocienie. Z trudem, bo z trudem, ale próbuję zrozumieć tych, którzy przesiąknięci utopijną wiarą w komunizm w latach 20. i 30. XX wieku podejmowali współpracę z Sowietami. Znacznie gorzej jest z tymi, którzy przeszli do porządku nad stalinowskimi czystkami, wywózkami Polaków na wschód, mordem w Katyniu, brutalnym tłumieniem rewolucji węgierskiej i Praskiej Wiosny. Rozumiem, że mogą łudzić się i wmawiać sobie, iż służąc Układowi Warszawskiemu, PRL-owi i jego specsłużbom służyli Polsce, ale jednak, na ich miejscu, znacznie ostrożniej osądzałbym czyny Kuklińskiego. Nie wiem i nie podejmuję się oceniać, czy to, co robił pułkownik, miało rzeczywiście kluczowy wpływ na upadek komunizmu. Czy dostarczanie Amerykanom planów wojskowych Układu Warszawskiego odegrało w przebiegu zimnej wojny rolę fundamentalną czy tylko istotną. Tu nawet ci, którzy patrzą z sympatią na działalność Kuklińskiego, mają różne zdania. Jedno nie ulega dla mnie jednak wątpliwości: szkodzenie militarnej potędze bloku sowieckiego (do którego zostaliśmy wcieleni siłą) było działaniem przynoszącym Polsce pożytek. Wyrywanie totalitarnemu smokowi zębów mogło nam Polakom przynieść wyłącznie korzyści. I z tego punktu widzenia to, co zrobił Kukliński, wpisuje się w historię ludzi, którzy łamali wojskowe przysięgi uznając słusznie, że dla kraju i narodu ich czyn będzie miał konsekwencje znacznie lepsze niż ślepe trzymanie się wojskowych przyrzeczeń. Rozumieją to Niemcy, czyniąc z pułkownika Stauffenberga symbol niemieckiego oporu przeciwko nazizmowi. Kukliński też do pewnego momentu służył złej sprawie. I też przejrzał na oczy. Dla oceny jego działań ma oczywiście znaczenie fakt, czy brał za to pieniądze, czy przyświecały mu wyłącznie motywy idealistyczne. Gdyby jednak było tak, jak mówią Amerykanie, i pułkownik narażał życie wyłącznie "dla sprawy", to - i piszę to bez wątpliwości - należą mu się pośmiertne godności i ordery.