Lider Polskiego Stronnictwa Ludowego, w rządzie Donalda Tuska piastujący stanowiska wicepremiera i ministra gospodarki, do gmachu przy pl. Trzech Krzyży dotarł o godz. 7.50. I to pomimo faktu, iż chwilę wcześniej gościł w siedzibie radiowej "Jedynki", gdzie udzielał wywiadu na żywo. Jako szeregowy poseł nie zawsze był taki punktualny. Powszechnie znane były m.in. jego kłopoty z dostarczaniem na czas poselskiego oświadczenia majątkowego - co raz zaowocowało nawet karą nałożoną przez Sejmową Komisję Regulaminową. Przed godziną ósmą w pracy stawiła się również świeżo upieczona szefowa resortu zdrowia . - Pani minister prawdopodobnie spodziewała się, że o tej porze mogą być w Warszawie korki. I chyba miała też trochę szczęścia, bo nie wszystkie utrudnienia na drodze można przewidzieć - powiedziała "SE" Ewa Gwiazdowicz, rzeczniczka ministerstwa. Nie popisał się natomiast , który spóźnił się ponad godzinę. Jak na ironię, polityk PO odpowiadający od niedawna za infrastrukturę, dał plamę właśnie przez to, że ulice w mieście są nieprzejezdne. - Wyjechałem z godzinnym zapasem. Stan polskich dróg spowodował, że dojechałem do pracy na godz. 9.10 - tłumaczył się na antenie Radia RMF FM wyraźnie zbity z tropu Cezary Grabarczyk. - Warszawski węzeł drogowy będzie więc jednym z priorytetów resortu - zapowiedział. Panie ministrze, życzymy punktualności i trzymamy za słowo, pisze "Super Express".