Wojskowa prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej wiele miesięcy czekała na tajne materiały z USA, które wcześniej przekazano do Polski. Takie informacje podał w poniedziałek rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa. Nie chce ujawnić, jaka instytucja je miała i kiedy trafiły do śledczych. - Ze względu na dobro śledztwa nie mogę ujawnić tych informacji - mówi. Kto przetrzymywał materiały? Ministerstwo Spraw Zagranicznych w odpowiedzi na pytanie "Rzeczpospolitej" stwierdziło, że polskie służby dyplomatyczne nie przekazywały prokuraturze materiałów w tej sprawie. Również rzecznik Ministerstwa Obrony twierdzi, że nie robiła tego Służba Kontrwywiadu Wojskowego. - Materiały zostały niezwłocznie przekazane prokuraturze - mówi "Rz" Janusz Sejmej. Poszukiwania zaginionych materiałów miały się zacząć blisko rok po katastrofie, 17 marca 2011 r. Wtedy bowiem Wojskowa Prokuratura Okręgowa dostała informację z USA, że wszystkie materiały dotyczące katastrofy przekazano już "agendom polskiego rządu". Jak dowiedziała się "Rz", 24 marca Ministerstwo Sprawiedliwości stwierdziło, że "nie posiada dokumentów otrzymanych od organów lub agencji USA". Również MSWiA oraz kierowana przez szefa tego resortu Jerzego Millera komisja badająca katastrofę stwierdziły, że informacje z USA przekazały wojskowym śledczym "dużo, dużo wcześniej". Rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska nie udziela informacji na ten temat. Odsyła do prokuratury. Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".