Według gazety - do odsłuchującego nagrania rozmów z kokpitu tupolewa ppłk. Bartosza Stroińskiego podchodzi stypendysta sowieckiego Instytutu Inżynierów Lotnictwa Cywilnego w Rydze, ppłk Sławomir Michalak. Sugeruje Stroińskiemu, by nie skupiał się na identyfikacji nierozpoznanego głosu. Bo zrobiły to już osoby, które "dobrze znały" dowódcę Sił Powietrznych. "Identyfikacji głosu gen. Andrzeja Błasika dokonało kilka osób" - przyznaje w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" ppłk Robert Benedict, szef podkomisji lotniczej w komisji Jerzego Millera. Czy byli to wojskowi? "Nie będę zaprzeczał" - dodaje Waldemar Targalski, inny członek tej samej podkomisji. "Nie podam nazwisk osób, które nad tym pracowały" - zarzeka się Benedict. Dlaczego? "Z przyczyn osobistych. Te osoby nie chcą podawać swoich nazwisk. Nie będę łamał słowa.(...). Każda osoba pracująca w komisji dobrowolnie, bez żadnych nacisków podpisała się pod raportem końcowym i nie zgłosiła żadnych uwag" - mówi. Z informacji, do których dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że rozpoznania głosu dowódcy Sił Powietrznych dokonali wojskowi, którzy przylecieli do Moskwy w pierwszej grupie eksperckiej. Ppłk Michalak odmówił potwierdzenia tego i odesłał gazetę do Ministerstwa Obrony Narodowej. Co o strategii uników ze strony członków komisji Millera mają do powiedzenia prawnicy? Według mec. Marcina Madeja ta kwestia nie powinna być utajniana przed opinią publiczną. "Zaistniały nowe, poważne okoliczności, ktoś z członków komisji powinien zostać upoważniony do udzielania informacji. Przecież jakieś dokumenty gdzieś są, jakiś protokół z dokonanych czynności. Ich też zobowiązywała zasada pisemności, musi być gdzieś jakieś zestawienie tych czynności w formie pisemnej. To była specyficzna komisja, jednym z wątków była rzekoma presja ze strony gen. Błasika. Dziwne, że najpierw teza ta błyskawicznie przedostała się do opinii publicznej, a teraz wszyscy próbują nabrać wody w usta" - mówi Madej.