Policyjne urządzenia podsłuchowe wpierw zarejestrowały, że tropiony przez policję gangster Robert Cieślak został ostrzeżony przez telefon, iż taksówka, którą jedzie jest obserwowana przez policyjny śmigłowiec. Bandycie zostali również przez kogoś poinformowani, że do Magdalenki jedzie policyjny oddział szturmowy. - Na miejscu dowódca odniósł wrażenie, że gangsterzy czekali na nas - mówi Kuba Jaroszyński, dowódca pododdziału antyterrorystycznego. Podobnego zdania są inni uczestnicy akcji. W rozmowie z "Wprost" zwracają uwagę, że bandyci zaczęli strzelać natychmiast po wybuchu bomby. - Nie zareagowaliby w tym tempie, gdyby nie zostali uprzedzeni - przekonują funkcjonariusze. Informacje tygodnika "Wprost" potwierdzają niektóre dokumenty sporządzone w Komendzie Głównej Policji.