Turniej wymyślono w Ministerstwie Sportu, by ożywić powstające jak grzyby po deszczu Orliki - boiska dla dzieci, sztandarowy plan rządu Tuska. Resort rozesłał do samorządów oraz kuratoriów i szkół listy z zaproszeniem, by zgłaszały się szkolne drużyny chłopców i dziewcząt w wieku 10-13 lat. Zgłosiło się 10,5 tys. zespołów z całego kraju, w sumie ponad 100 tys. dzieci. Wszystko wspaniale, ale kto wpadł na pomysł by imprezę nazwać "Turniej Orlika o Puchar Premiera Donalda Tuska"? Jakub Kwiatkowski z Ministerstwa Sportu odpowiada, że minister sportu od początku miał taki plan, chcąc podkreślić rolę premiera jako ojca idei Orlików; Donald Tusk wymienił je już w swoim expose. Jednak kancelaria premiera nie chce oddać całej zasługi resortowi. "To my przypomnieliśmy ministerstwu, by w nazwie było o pucharze premiera. Premier pojawi się na kilku meczach turnieju i wręczy puchar zwycięzcom" - zapewnia Agata Grynkiewicz z KPRM. Czy to nie zbytni narcyzm? Grynkiewicz: "Liczymy się z różnymi zarzutami, np. że premier stara się zaistnieć w nadchodzącej kampanii wyborczej. Ale prawda jest taka, że Orliki to naprawdę jego zasługa. A wydłużona nazwa niewiele zmieni, bo i tak wszyscy już mówią 'Turniej Orlika' i zapominają dodać "o Puchar Premiera Donalda Tuska". Jak informuje "Metro", premier jeszcze nie wezwał nikogo na dywanik w związku z nazwą turnieju. Eliminacje zaczynają się w piątek. Finał pod koniec października na warszawskim Torwarze.