Wszystko dlatego, że "dekret ogólny" nie jest pierwszym dokumentem, który zajmował się sprawą występowania w mass-mediach księży oraz braci i sióstr zakonnych. Niemal identyczne założenia zawierały Normy, które powstały dwadzieścia lat wcześniej i przez ten czas obowiązywały polskich duchownych. No właśnie, "obowiązywały", choć sami księża być może nie zdawali sobie z tego sprawy i pojawienie się nowej regulacji potraktowali jako absolutną nowość. Co więcej, wiele fragmentów "dekretu ogólnego" zostało z tamtego dokumentu wprost przekopiowanych. W efekcie, księża (byli tacy!), którzy najpierw wprost zapowiedzieli zamknięcie swoich kont w związku z nowymi restrykcyjnymi przepisami, po kilku dniach zamieszczali, że pozostają, bo... przepisy takie restrykcyjne jednak nie są. Między korporacją a wspólnotą Po co więc dokument powstał? Gdyż wcześniejszy nie uwzględniał ogromnego rozwoju mass-mediów, które nastąpiły właśnie w ostatnich 20 latach. Media społecznościowe, smartfony, cyfrowa rewolucja spowodowały zmiany, które siłą rzeczy nakazują wprowadzenie nowych regulacji. Dwadzieścia lat temu księży, którzy występowali w mediach, była garstka. W tej chwili każdy odbiorca może stać się nadawcą, każdy ksiądz - a wielu robi to naprawdę dobrze - może czynnie udzielać się (w zależności od "specjalizacji") na Twitterze, Facebooku, TikToku, na Youtube albo prowadzić własną stronę internetową. W obliczu takiej rewolucji byłby to raczej wstyd, gdyby obowiązywały zasady sprzed 20 lat. Zresztą, takie regulacje powstają nie tylko w Kościele. Różne redakcje zobowiązują dziennikarzy do przestrzegania korporacyjnych zasad w korzystaniu z mediów społecznościowych. Odpowiednie szkolenia przechodzą również politycy i pracownicy wielkich firm i poważnych instytucji. Wszystko w imię wizerunku publicznego, jaki swoją działalnością i publicznym wizerunkiem tworzą również pracownicy firmy, członkowie partii, pracownicy mediów. Taka właśnie jest logika "Dekretu ogólnego", koncentrująca się na tożsamości księży i osób konsekrowanych. Ich wystąpienia publiczne - nawet na mediach społecznościowych - są przecież opiniami przedstawicieli Kościoła, a nie prezentowaniem swoich własnych opinii i wizerunku. Jest to całkowicie zrozumiałe, gdy mowa o zatrudnieniu w świeckiej korporacji. Budzi sprzeciw, gdy chodzi o Kościół katolicki. Krytyka dotyczyła przede wszystkim dwóch punktów dokumentu: zalecenia noszenia habitu zakonnego lub stroju duchownego podczas wywiadów i programów telewizyjnych oraz wyraźnego identyfikowania profilu: "zdjęcie tylko w koloratce" - pisano. Media społecznościowe Całkowicie nowe w dokumencie jest to wszystko, co dotyczy mediów społecznościowych, czego w zapisach sprzed 20 lat nie mogło być. Profile duchownych "powinny jednoznacznie wskazywać, że należą one do duchownego, osoby konsekrowanej lub członka stowarzyszenia życia apostolskiego". Dokument wymienia dla przykładu trzy sposoby takiej identyfikacji: właściwe określenie w nazwie konta np. "ksiądz" przed imieniem i nazwiskiem, fotografia w stroju duchownym lub zakonnym albo wyraźna identyfikacja w opisie konta. Kontekst wyraźnie wskazuje, że wystarczy wybrać jeden z zaproponowanych sposobów identyfikacji. Dokument nie wspomina o konieczności uzyskania aprobaty przełożonego na prowadzenie konta społecznościowego, a jeśli chodzi o występowanie w mediach - takie pozwolenie jest pożądane w sytuacji stałej współpracy z radiem, telewizją, portalem internetowym bądź czasopismem oraz "powtarzające się wystąpienie w mediach". Znów, nie stanowi to w praktyce żadnej różnicy w porównaniu z poprzednimi zapisami. Jedyną zmianą jest to, że pozwolenie ordynariusza powinno dotyczyć także "powtarzających się wystąpień w mediach". Czy przełożony może zakazać prowadzenia konta albo występów medialnych? "W przypadku poważnego naruszenia powyższych przepisów" - mówi dokument - przełożony ma obowiązek "wydać stosowne polecenia, wprowadzić konieczne ograniczenia, a w uzasadnionych przypadkach wymierzyć przewidziane prawem sankcje, w tym sankcje karne". Jest jeszcze jedna część zapisu w "Dekrecie ogólnym". Dotyczy ona już nie wprost występowaniu księży, lecz transmisji Mszy św. prowadzonych - nowe czasy, nowe wyzwania - już nie tylko poprzez transmisje telewizyjne, ale również media społecznościowe. Kulminacja nastąpiła podczas pandemii. Wiele, być może nawet znaczna większość polskich parafii prowadziła transmisje Mszy i nabożeństw z własnych kościołów, korzystając nierzadko nie z profesjonalnych kamer, lecz smartfonów. Drogą nie transmisji telewizyjnej, tylko transmisji video na Facebooku czy Youtube. Wiele z tych transmisji do dziś jest prowadzonych, z myślą o ludziach chorych. "Dekret ogólny" precyzuje, że takie transmisje muszą być przeprowadzane tylko na żywo, nie mogą być retransmitowane, a po zakończeniu transmisji zapis powinien być niedostępny. Oznacza to konieczność usuwania transmisji Mszy św. po jej zakończeniu, nie może być archiwum Mszy św. na Youtube. Słuszna poniekąd zasada uderzyła w tym wypadku w ważne wydarzenia, które siłą rzeczy muszą znaleźć się wśród nagrań archiwalnych: święcenia kapłańskie, przyjęcie sakry biskupiej, beatyfikacja, wizyta papieska - przecież to nie oznacza, że takie wydarzenia muszą być kasowane z internetu. A co z mszami papieskimi z lat 80 i 90? Nowa polityka informacyjna "Dekret ogólny" zajął się niemal wyłącznie występowaniem księży w mediach. Zatem przypomnijmy, wbrew opiniom, jakie się o nim pojawiły, nie nakazuje księżom otrzymania pozwolenia na działalność na Facebooku czy Twitterze ani tym bardziej nie narzuca cenzury, jakie treści mogą być publikowane, a jakie nie. Co więcej, nie nakazuje otrzymania pozwolenia na każdorazowe występowanie księdza w mediach, lecz zgoda ordynariusza musi być wyrażona tylko w przypadku stałej współpracy, częstego udziału np. w programach telewizyjnych czy radiowych. Dla lepszego zrozumienia znaczenia nowego dokumentu, dodajmy, że "Dekret ogólny" został wprowadzony na poziomie ogólnopolskim, obok innych dokumentów, które mogą być wydane i obowiązywać na poziomie dużo bardziej szczegółowym: dyrektoria o występowaniu w mediach czy prowadzeniu kont społecznościowych wydały już niektóre diecezje oraz niektóre zgromadzenia czy zakony. "Dekret ogólny" jest dokumentem, który nie zastępuje żadnego z nich. Dochodzimy do sedna sprawy, do dość skomplikowanej struktury Kościoła katolickiego. Poszczególni księża podlegają swoim ordynariuszom - biskupom, jeśli są to księża diecezjalni, prowincjałom, jeśli są to zakonnicy. Siostry i bracia zakonni również mają swoje władze zwierzchnie. "Dekret ogólny" obowiązuje na poziomie całej Polski właśnie dlatego, że uzyskał aprobatę wszystkich biskupów i dodatkowo uznanie Stolicy Apostolskiej. Ale to wciąż biskupi i przełożeni zakonni są odpowiedzialni za praktyczny wymiar tworzenia i egzekwowania regulacji - również jeśli chodzi o media. Bo powiedzmy sobie szczerze, nie można lekceważyć w Kościele potrzeby mądrej obecności w mediach społecznościowych. Tyle że dokument o obecności księży to o wiele za mało. Potrzeba przemyślanej strategii obecności Kościoła i jego przedstawicieli w mediach, dostosowanej do aktualnych czasów, przemyślenia i ułożenia raz jeszcze polityki informacyjnej Kościoła. To trudne zadanie, właśnie dlatego, że Kościół to nie jednolita struktura, po drugie - z powodu ogromnego postępu mediów i mediów społecznościowych, po trzecie, z tego powodu, że Kościół sam o sobie w mediach właściwie nie mówi, robią to za niego pośrednicy, przeważnie w krytycznym tonie. Dyskusja wokół "dekretu ogólnego" dobrze oddała charakter dominującej dziś komunikacji rodem z mediów społecznościowych. Silne emocje i skupienie się na kilku "mitach" zdecydowały o jego powszechnej krytyce i negatywnej recepcji dokumentu. Gdy przyszedł czas na chłodną analizę, gdy mity upadły, a emocje okazały się zbyteczne, temat znów okazał się jednodniowym wydarzeniem. Wielu komentatorów - w tym duchownych - nie zamieściłoby dziś po raz drugi wcześniejszych wpisów. Co zresztą paradoksalnie dowodzi wielu zaleceniom w "dekrecie ogólnym" zamieszczonym. Witamy w świecie mediów społecznościowych! Autor: ks. dr Przemysław Śliwiński Tekst powstał przy współpracy z redakcją Stacja7