Justyna Mastalerz, Interia.pl: Jest ksiądz twórcą największego społecznego start-upu w Polsce - Szlachetnej Paczki. Na każdym kroku podkreśla ksiądz, że istnieje mądra i głupia pomoc. Jaka jest między nimi różnica? Ks. Jacek Stryczek, twórca Szlachetnej Paczki, prezes Stowarzyszenia Wiosna: - Rzeczywiście Szlachetna Paczka to chyba największy start-up społeczny w naszym kraju. Zbudowana jest na wielu przemyśleniach. Na tym, by pomagać, a ci którzy tę pomoc otrzymują, powinni zmienić swoje życie, by sobie w nim poradzić. Ta sensowność mobilizuje ludzi, żeby do nas dołączać. Ludzie korzystają z tego, co podnosi im efektywność życia. Nigdy nie pomagałem dlatego, że to ja mam potrzebę pomagania. Pomagam dlatego, że to ludzie mają taką potrzebę, a ja ich w to włączam. Gdyby miał ksiądz dziś ocenić, jak nasze państwo pomaga Polakom - mądrze czy głupio? - Pomoc państwowa jest z natury szeroka, rozległa i demoralizująca. Jest potrzebna, bo trudno sobie wyobrazić, żebyśmy oddolnie budowali chociażby podjazdy dla osób niepełnosprawnych. Są więc takie rzeczy, w których potrzebna jest ingerencja państwa. Natomiast ja jestem zwolennikiem społeczeństwa obywatelskiego, oddolnych ruchów, które zmieniają życie społeczne. U nas nie ma jeszcze dużego zaufania do siły oddolnego zaangażowania. Jak ktoś pracuje, żeby zarabiać, to rozumiemy. Nawet jak kradnie, to rozumiemy, bo cały czas chodzi o pieniądze. Ale kiedy ktoś zaangażuje się społecznie... To właśnie powoduje, że społecznicy mają wokół siebie sporo negatywnego odbioru. Przed nami duża zmiana społeczna. Oddolne inicjatywy, start-upy społeczne zaczną wypełniać te pustkę, która jest między nami, bo czujemy w wielu miejscach, że mogłoby być fajniej, ale nie ma i nie wiadomo, kto powinien się za to wziąć. Na pewno nie państwo, tylko my sami. Czego najbardziej chce ksiądz nauczyć Polaków? - Jestem już trochę zmęczony pomaganiem. Wolałbym, żeby wszyscy zarabiali dobrze i już nie marudzili. Wdrażam te doktryny od 2014 roku. Kongres Szlachetnej Paczki - Duchowo / Genialnie / Globalnie jest tego przejawem. To było najpierw pisanie książki, potem jeżdżenie po Polsce z odczytami, teraz organizuję kongres. Pokazujemy ludziom, jak sami mogą stać się start-upem. Wierzę w to, że biznes, udane życie, zarabianie pieniędzy to wszystko jest pokłosiem tego, jak ja sami siebie traktujemy, jak się rozwijamy. Jest taki trend na świecie, że ludzie w globalnej gospodarce konkurują ze sobą również stylem życia. Są sposoby życia, które dają lepsze efekty i zamieniają się w wynik biznesowy. Główne hasło tegorocznego kongresu Szlachetnej Paczki brzmi "Zacznij żyć genialnie". Co według księdza znaczy "żyć genialnie"? - "Zacznij żyć genialnie" to odpowiedź na to, że na rynku globalnym ludzie zaczęli szukać pomysłów na siebie. Kiedyś wydawało się, że człowiek biznesu to ten, kto pracuje dużo, ciśnie swoich pracowników i jest chciwy. Dzisiaj ludzie mają miliony pomysłów na życie, a za tym kryje się sukces biznesowy. Możemy się wzajemnie tym inspirować. To mnie kręci! Ja zrodziłem się z pracy nad sobą i szukania prawdy. Nie uważałem się nigdy za zdolną osobę, wokół mnie było dużo o wiele zdolniejszych osób. Natomiast jestem bardzo zawzięty w pracy nad sobą. Jeśli coś robię i mi nie wychodzi, to nie mam pretensji do całego świata, tylko wracam do siebie i mówię: "Widocznie nie jestem jeszcze na tyle rozwinięty, żeby mi się to udało". Jestem osobą, która 99 razy przegra, ale spróbuje setny raz, żeby wygrać. To jest jeden z patentów, który wymyśliłem na rozwój siebie i on nie ma granic. Kiedy wstaję rano, nie wiem, jak spędzę dzień. On na pewno będzie inny niż wczoraj, bo mam inne pomysły, robię ze sobą coś nowego. Nie rozumiem ludzi, którzy żyją w stagnacji, zamiast stać się start-upowcami samych siebie. Ksiądz i świat biznesu. Dla niektórych może być to dość kontrowersyjne połączenie. - Rozumiem, że ludzie żyją w stereotypach, bo są leniwi i nie chce im się myśleć. Mam taki opis siebie w mediach społecznościowych, że jestem buntownikiem. Buntuję się przeciw stereotypom. Nie powinno już po tylu latach dziwić, że nie myślę tak, jak wszyscy. Wydaje mi się, że to, co myślą wszyscy, jest po prostu głupie. Wiadomo, że to nie działa i myślą tak, bo nie chce im się zmienić swojego sposobu myślenia. Wymyśliłem sobie dawno temu, że właściwie czemu nie miałbym iść dalej i się rozwijać? Jestem księdzem, znam się na teologii i filozofii. Wcześniej skończyłem trudne studia inżynierskie na wydziale mechanicznym. Zacząłem studiować biznes, żeby być lepszym księdzem, a reklamę, bo pomyślałem sobie, że jak mówię kazanie (mogę powiedzieć dobrze albo źle) i nie wiadomo, czy to działa. Jak ktoś wyprodukuje reklamę, która nie działa, to ma porażkę finansową. Zacząłem szukać w reklamie prawdy o człowieku i o komunikacji. Na dzień dzisiejszy czytam wszystko. Uczę się wszystkiego, czego tylko zdążę się nauczyć. Taki styl życia. Chce ksiądz nauczyć Polaków jak zarabiać, jak inwestować w siebie. Nie boi się ksiądz, że gdy zaczniemy się bogacić, zapomnimy o bezinteresownym dzieleniu się i pomaganiu? - Wolę się martwić o ludzi, którzy mają dużo pieniędzy, by zaczęli pomagać, niż martwić się o ludzi, którzy mają mało pieniędzy i kto ma im pomóc. Bycie biednym jest nieznośnym stanem. Znam wielu takich ludzi. Zawsze jesteś pod kreską, czujesz, że nie masz następnego dnia, nie masz prawa do marzeń, że nic dobrego się nie wydarzy, że jesteś nikim. Ja chcę tych ludzi z tego smogu, z dołowania wydobyć, żeby podnieśli głowy. Niedawno, po kolędzie u starszej osoby, która otrzymała pomoc, usłyszałem: "Dziękuję! Od tej pory wszystko się zmieniło, nawet mi pracę zaproponowali". Dla tych ludzi to jest niemożliwe, że dostali paczkę, ubrali się lepiej, a za parę dni ktoś przyszedł i powiedział, że ma dla nich pracę. Tak sobie to właśnie wyobrażam. Lata pomagania były lekcją dla mnie, jako inżyniera. Nie może być tak, że im więcej pomocy, tym więcej potrzebujących. Na początku pomagałem tak, jak wszyscy. Pomagałem tak, że osoba, której pomogłem, wracała do mnie i chciała znowu pomocy. A jak ja nie chciałem dać, to wtedy się awanturowała. Pomyślałem, że coś robię źle. Dzisiaj walczę z pomocą według stereotypów. Jak przechadzam się, to jestem bardzo wymagający. Widzę, że ludzie rozkwitają tak, jak pąki kwiatów i mówią: "Mogę się rozwijać, mogę być inny, nie muszę tak żyć". Nie biegają już i nie krzyczą: "Umieram już, nie mam siły, pomóż mi". Masz siłę. Do boju, walcz. Mam odwagę mówić to wszystkim. Również tym, którzy są dziś biedni i uważają, że w ich życiu nic dobrego nie może się już wydarzyć. Pokazuje ksiądz, jak wyjść z biedy. Czy po wszystkich dotychczasowych finałach Szlachetnej Paczki zauważył ksiądz jakąś mentalną zmianę w Polakach? - Na początku było ciężko pomagać w Polsce, bo kraj dorobkiewiczów, poraniony PRL-em, który zmonopolizował pomoc, bo to państwo pomagało. Duża zmiana zaczęła się po 2004 roku, kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej. Część młodych Polaków wyjechała za granicę, zobaczyła, że można żyć inaczej i wróciła. To był pierwszy duży skok. A drugi obserwuję od dwóch-trzech lat. Coś jakby tknęło ludzi. Wielu pomyślało: "Mogę żyć spójnie ze sobą: duchowo, wartościami i to powinna być naturalna część mojego życia". Teraz zrekrutowaliśmy chłopaka do działu IT, który w swojej korporacji zarabia bardzo dużo. Przy rekrutacji powiedział, że tylko wtedy będzie pracował u nich, jeśli będzie mógł się też angażować społecznie. Ludzie czują, że to jest naturalny sposób bycia. To trend globalny, odpowiedź na przesycenie konsumpcjonizmem. Pamiętamy wszyscy dziwny bunt młodzieży około 2010 roku, która rozbijała sklepowe wystawy i kradła gadżety. Buntowali się, że nie mogą konsumować, bo ich na to nie stać. Oni byli zaszczepieni tym globalnym nasyceniem marketingiem. Teraz część ludzi wyszła z tego nasycenia. Wiedzą, że zarabianie nie jest trudne, ale chcą normalnie żyć. Sprzyjam temu trendowi. Ja od kilku lat oddycham. Zaczynam tych ludzi spotykać, a wcześniej myślałam, że sam jestem takim człowiekiem. Rozmawiała Justyna Mastalerz