Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała we wtorek, że z przeprowadzonych badań genetycznych wynika jednoznacznie, iż ekshumowane w zeszłym tygodniu ciała dwóch ofiar katastrofy smoleńskiej "zostały ze sobą wzajemnie zamienione". Jedna z ofiar to Anna Walentynowicz, druga - według informacji medialnych, gdyż bliscy i prokuratura nie ujawnili personaliów - Teresa Walewska-Przyjałkowska. - Spodziewaliśmy się, po pierwszej ocenie najbliższych pani Anny Walentynowicz, że to nie jest jej ciało. Jest to bardzo dramatyczna historia i mam wielki żal do Rosjan, że w sposób tak wysoce niekompetentny podeszli do tej procedury, do tej czynności, jaką jest przygotowanie ciał do procedury celnej, do odesłania ich do Polski i nie wiem przez co, przez bałagan, przez niską kulturę traktowania ciała człowieka po śmierci, te ciała podmienili - powiedział w TVN24 ks. Błaszczyk. - W Moskwie, przez także pracę polskich specjalistów od patologii sądowej, prawidłowo wskazano ciało pani Anny Walentynowicz - zaznaczył. Dodał, że "dramat rozpoczyna się w momencie, kiedy rodzina i polscy specjaliści przekazują ciało Rosjanom". - My wiemy, że przekazaliśmy panią Anię Walentynowicz rozpoznaną, odbyło się pożegnanie bliskich, zatem ten moment, do którego zmierzały wysiłki polskich specjalistów, został osiągnięty. A później nikt z nas już nie miał wstępu do pomieszczenia, w którym strona rosyjska przygotowywała ciała do procedury celnej. (...) Ale oczywiście państwo polskie mogło się domagać - powiedział. - Wydaje mi się, że za mało było tej naszej determinacji, za dużo przeświadczenia o jakiejś życzliwości Rosjan, za mało takiego twardego stawiania warunków naszej obecności na każdym etapie oglądu tych ciał - podkreślił ks. Błaszczyk. Według niego gdyby te trumny były otwarte po przylocie do Polski, "nie mielibyśmy dzisiaj tych dramatycznych decyzji o ekshumacjach".