Rozmówca gazety odpowiada na wiele trudnych pytań, m.in. na to, dlaczego przez dwa lata uwiarygodniał - również przed rodzinami - przekaz Ewy Kopacz o idealnej współpracy z Rosjanami. "Tam, na miejscu, w moskiewskim instytucie, było bardzo wielu Rosjan zaangażowanych w czynności pomocnicze zarówno w prosektorium, jak też w obsłudze dość licznej grupy polskiej" - mówi ks. Błaszczyk. "Niewielu z nas zdawało sobie sprawę, że w licznej grupie rosyjskiej byli zapewne funkcjonariusze służb specjalnych i urzędnicy administracji rosyjskiej, podobnie także i z polskiej strony. Co prawda zauważalna była nasza izolacja od świata zewnętrznego zorganizowana przez służby rosyjskie. Gdy mówiłem dwa i pół roku temu o życzliwości Rosjan, to przez pamięć tej grzeczności i współczucia tych z nich, którzy - jak sądzę - szczerze chcieli pomóc". "Tam, w Moskwie, rodziny zmarłych spotykały się z wieloma przejawami życzliwości i współczucia ze strony Rosjan. Nikt też nie wątpił w tę spontaniczną życzliwość. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę, jak od samego początku nie wykazano należnej sumienności w wielu sprawach, zwłaszcza w rzetelnym opisie wyników sekcji, a także staranności o zachowanie tożsamości ciał". Ksiądz przyznaje, że "były ogromne problemy z tłumaczeniem z uwagi na niewystarczającą liczbę tłumaczy". "Dzisiaj myślę sobie, że na tym etapie i w tej sytuacji powinni zaangażować się polscy konsulowie pracujący na terenie Rosji. W drugim dniu procedury identyfikacji przybyło do instytutu kilka polskich sióstr zakonnych. Widziałem, jak wielką pomocą były w tym traumatycznym momencie. Byli psychologowie rosyjscy, którzy nie znając języka polskiego, byli zapewne fragmentem procedury po stronie rosyjskiej. A nasi psychologowie, jak to generalnie z psychologami bywa, byli bardzo pomocni i umiejętni. Prawdą jest jednak, że były też i bardzo młode panie psycholog, dość nieporadne, które same wymagały wsparcia i wielokrotnie otrzymały je od samych rodzin. Wiem, że niektórzy psychologowie wyjechali wcześniej, nie radząc sobie ze skalą problemów". "Wiem też, że niektóre rodziny zgłaszały swoje problemy urzędnikom Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wielokrotnie proszono konsulów, żeby byli obecni do końca przy ciałach, czyli do momentu zamknięcia trumny. Pamiętam też prośbę rodzin o obmycie ciał z błota oraz resztek paliwa przed ich włożeniem do trumien. Zasadniczo problemów było wiele i były one bardzo nawarstwione, co dawało wrażenie sytuacji trudnej do opanowania" - opowiada kapłan "Naszemu Dziennikowi". Ks. Błaszczyk przyznaje, że niektóre rodziny były zniechęcane przed wylotem do Moskwy: "Było to absolutnie niepotrzebne. Ów niekompetentny w tym zakresie urzędnik nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ważnym etapem dla rodziny jest odnalezienie ciała osoby bliskiej i jej godne pożegnanie. Wiem też ze świadectwa rodzin, z którymi się do dzisiaj spotykam, jak wiele żalu mają do tego urzędnika, bo w dobrej wierze jemu zaufały i zostały w Polsce. I dziś tego bardzo żałują". Pytany o to, skąd miał pewność, wielokrotnie broniąc minister Kopacz, że każda część ciał ofiar została poddana badaniom DNA, odpowiada: "Pytałem polskich i rosyjskich specjalistów, dlaczego małe fragmenty ciał są opakowane odrębnie i oznaczone numerami. Wtedy udzielono mi odpowiedzi, że z tych fragmentów ciał został pobrany materiał do badań DNA". Próbę obciążenia rodzin przez prokuratora Andrzeja Seremeta winą za błędy przy rozpoznaniu zwłok rozmówca "Naszego Dziennika" komentuje słowami: "Jest coś zuchwałego w tym obarczeniu rodzin odpowiedzialnością za pomylenie ciał". "W ciągu tych dwóch i pół roku od naszej obecności w Moskwie doznałem wiele przykrości za moje świadectwo o zaangażowaniu pani Ewy Kopacz w proces poszukiwania ciał, ich identyfikacji, wspierania rodzin oraz ponaglania Rosjan, aby ciała jak najszybciej mogły znaleźć się w Polsce. Pani Kopacz tam, w prosektorium, wykazała się niezwykłym zaangażowaniem. I to trzeba zauważyć. Natomiast jako polityk oraz minister konstytucyjny polskiego rządu popełniła dramatyczny w skutkach błąd - mówiąc sekcja, myśląc identyfikacja. To są dwie inne rzeczywistości" - tłumaczy ks. Błaszczyk. Kapelan przypomniał, że przepraszał rodziny ofiar za dwie rzeczy - za "stwierdzenie wypowiedziane ponad półtora roku temu, że ekshumacja (totalna) jest szaleństwem" oraz "za fakt, iż przez nieścisłość jego wypowiedzi co do obecności przy trumnach zmarłych bliscy oraz słuchacze mogli nabrać słusznego przekonania, że wydaje świadectwo pewności o tożsamości zmarłych złożonych do trumny". Jego zdaniem "pewność co do tożsamości zmarłego jest wartością tak wysoką, że wartość spokoju należnego zmarłym musiała ustąpić miejsca należnej wszystkim, a zwłaszcza bliskim, prawdzie". Cały obszerny wywiad z ks. Błaszczykiem - w "Naszym Dzienniku".