Manifestacje miały związek z tragicznymi wydarzeniami w Łodzi. We wtorek rano starszy mężczyzna w łódzkim biurze PiS śmiertelnie postrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego; ciężko ranił Pawła Kowalskiego, szefa biura posła Jarosława Jagiełły. Policja zatrzymała napastnika, wieczorem postawiono mu zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Przed kancelarię premiera demonstranci przynieśli ze sobą flagi narodowe, przeplatane kirem, a także drewniane krzyże. Na początku manifestacji minutą ciszy uczczono pamięć Marka Rosiaka. Demonstranci mieli ze sobą również duże zdjęcia wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego oraz dziennikarki TVN Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, na których umieszczono napis "Stop Przemocy". - Spodziewałem się, że przemysł nienawiści wreszcie wyda czarne owoce i tak się dzisiaj stało - mówił jeden z uczestników manifestacji Paweł Piekarczyk. Obecny na manifestacji redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz ocenił, że odpowiedzialni za "kampanię nienawiści" są również dziennikarze. "Pistolet do ręki jest włożyć bardzo łatwo, ale nad mózgiem trzeba pracować bardzo długo. Ktoś temu człowiekowi powiedział, że warto zabić, ktoś nad jego duszą i mózgiem bardzo długo pracował" - powiedział Sakiewicz. Według niego byli to - jak mówił - "nasi koledzy dziennikarze". Zdaniem Sakiewicza, usunięcie z debaty politycznej dziennikarzy prezentujących poglądy inne niż powszechnie uznane za właściwe, to był zamysł polityczny. Jak powiedział, ten zamysł powstał po 10 kwietnia, by skończyć debatę, która mogłaby wykazać, że "w sprawie Smoleńska było trochę inaczej, niż chciał rząd i rząd nie jest tutaj bez winy". Manifestanci na zakończenie odmówili modlitwę w intencji ofiar wydarzeń w Łodzi; śpiewali też pieśni religijne. Część z nich przemieściła się następnie pod siedzibę PiS przy ul. Nowogrodzkiej. Ok. godz. 21 pod Pałacem Prezydenckim zebrało się kilkadziesiąt osób; niektóre z drewnianymi krzyżami. Zebrani odmawiali modlitwy w intencji zabitego pracownika biura PiS i uratowania życia rannemu mężczyźnie. Zapalili znicze i śpiewali pieśni maryjne. "Zebraliśmy się najpierw pod kancelarią premiera, teraz tu, żeby zaprotestować przeciwko temu, co się dzieje w Polsce" - powiedziała Edyta Maciejak. Według niej "władza nie chce prowadzić dialogu". "O modlących się mówi się, że są psychopatami, faszystami; chodzi o to, żeby nie było żadnego dyskursu" - dodała.