Smogornia (1489 m n.p.m.), jedno ze wzniesień Śląskiego Grzbietu, to góra niedostępna dla turystów. W pobliżu, 300 metrów na północ od szczytu, prowadzi popularny szlak. Zainteresowaniem turystów cieszy się już od wielu lat, co potwierdziło odkrycie z maja 2019 roku. Podczas remontu dachu budynku we Wleniu na Dolnym Śląsku odnaleziony został niewielki "depozyt". Był to zestaw zdjęć i dokumentów, pochodzący zapewne z prywatnego archiwum poprzednich, niemieckich mieszkańców budynku. Ktoś mógłby uznać, że to nic nie znaczące szpargały. Faktycznie większa część "skarbu" nie posiada dużej wartości materialnej. Jednak dla naszej historii, jak i przeszłości całego regionu, pamiątki odnajdywane w podobnych okolicznościach są bezcenne. W zestawie znalazły się m.in. fotografie z lat 1935-38, przedstawiające wycieczkę w Karkonosze - grupa dziewczyn wybrała się w okolice Smogorni. Jedno ze zdjęć uwieczniło moment odpoczynku. Ktoś przysiadł na skale, ktoś inny relaksu szukał w pozycji leżącej, część osób z uśmiechem pozowała do zdjęcia. Sielską atmosferę zakłóca nieco miejsce, przy którym grupa postanowiła upamiętnić swoją wyprawę. Obok nich, po prawej stronie, stoi masywny, kamienny krzyż. To pomnik ofiar tragedii z 1929 roku, znany również jako "Krzyż Wessela". Śnieżyca w Karkonoszach 22 grudnia 1929 roku grupa młodzieży wyruszyła na narciarską wędrówkę ze Špindlerowej Boudy do schroniska imienia Księcia Henryka, położonego ponad Wielkim Stawem. Trasa była krótka, ale bardzo trudne warunki pogodowe i późna pora nie pomagały wędrowcom. Prasa z epoki relacjonowała: "W niedzielę 22 grudnia 1929 roku zapanowała w Karkonoszach gęsta mgła i wiatr z południa o sile huraganu. Zwłaszcza od południa burza miała siłę wiatru powyżej 11 stopni. Pomimo niepogody, około godziny trzeciej po południu, przy zapadających ciemnościach członkowie narodowosocjalistycznego Oddziału Sportowego z Berlina oraz z Jeleniej Góry, chcący razem spędzić święta Bożego Narodzenia w małej chatce przy Fuchsberg, wyruszyli z Spindlerbaude w kierunku Prinz-Heinrich-Baude. Część uczestników zawróciła prawie w połowie drogi i powróciła do Spindlerbaude. W odpowiedzi na ich zgłoszenie, że część grupy jest bliska wyczerpania, natychmiast zorganizowano i wysłano ze Spindlerbaude wyprawę ratunkową, ale nikogo nie znaleziono. Po trzech godzinach zdołało dotrzeć do Prinz-Heinrich-Baude trzech uczestników z towarzystwa i również stąd zorganizowano wyprawę ratunkową, która jednak po dwóch godzinach powróciła z niczym. Przed dziewiątą wieczorem wyruszyła z pomocą nowa, liczna wyprawa ratowników z Prinz-Heinrich-Baude, pod kierownictwem najemcy schroniska, Korseck’a. Najpierw napotkała ona jednego, prawie kompletnie wyczerpanego człowieka z poszukiwanej grupy, który jednak po posileniu się odzyskał kondycję. Nieco dalej, ukryci za skalnym głazowiskiem, byli dwaj mężczyźni, już prawie zamrożeni, ale udało się ich przywrócić do życia. Z trzema uratowanymi wyprawa dotarła do Spindlerbaude około dwunastej, gdzie przenocowano". Nie wszyscy dotarli do celu. Nazajutrz odnaleziono ciała czterech młodych narciarzy, którzy nie poradzili sobie z karkonoską zimą. W "Der Wanderer im Riesengebirge" (nr 2/1930) znajdziemy opis niezwykle trudnej akcji ratunkowej podjętej następnego dnia rano: "W poniedziałek rano wyruszyły grupy ratowników z Prinz-Heinrich-Baude i Spindlerbaude na poszukiwania, podczas których odnaleziono martwe ciała dwóch mężczyzn z Berlina i jednej kobiety, na Srebrnym Upłazie, na terenie pomiędzy szlakiem zimowym a szlakiem głównym. Ci nieszczęśnicy to praktykant Werner Wessel, introligator Fritz Radloff i rachmistrzyni Hildegarda Schönfeld. Nocą dotarł do Borowic jeden z członków poszukiwanej grupy, kompletnie wyczerpany, z odmrożonymi kończynami. Powiedział, że jego kolega pozostał w śnieżnej jamie poniżej szlaku grzbietowego, z powodu całkowitego wyczerpania. Rozpoczęto kolejną wyprawę z udziałem burmistrza Sosnówki, czterech miejscowych myśliwych, straży pożarnej i ludzi z Bierutowic (Karpacza Górnego) i Borowic. Co więcej, wzięto również pewną liczbę robotników leśnych, obeznanych z górskimi warunkami. Poszukiwania były krańcowo trudne, jako że wysoko w górach burza nadal bardzo mocno szalała. W poniedziałek o dwunastej w południe wyprawie udało się znaleźć w śnieżnej jamie brakującego człowieka. Jest to to samo miejsce, gdzie w styczniu ubiegłego roku zmarł uczeń z Lipska, Laux. Znalezionym w śnieżnej jamie turystą był 26-letni rolnik Hans Tesche z Jeleniej Góry". W pobliżu schroniska Księcia Henryka, na zboczu Smogorni, postawiono krzyż upamiętniający tragiczny wypadek. To przy nim odpoczywały dziewczyny z fotografii znalezionych we Wleniu. Rodzina Wessel Jedną z wymienionych w relacji ofiar był Werner Wessel, brat Horsta Wessela - działacza S.A., autora hymnu NSDAP, docenianego przez Goebbelsa i nieprzebierającego w środkach bojówkarza, który zginął rok później w Berlinie z rąk komunistów. Śmierć uczestników wycieczki, zorganizowanej przez S.A. w Karkonoszach, odbiła się szerokim echem w całej Rzeszy. "Der Stürmer", narzędzie narodowosocjalistycznej propagandy, stylizował wypadek jako efekt nadprzyrodzonych sił natury, którym nie można było się przeciwstawić nawet przy nadzwyczajnych fizycznych możliwościach. Ciała ofiar zostały przeniesione do kościoła Wang, a matka Wernera Wessela życzyła sobie, aby jej syn został pochowany obok ostatniego miejsca spoczynku jej męża Ludwiga na berlińskim cmentarzu św. Mikołaja. Transport zmarłego pociągiem opóźniał się jednak z powodu okresu świątecznego, więc z braku innych możliwości Horst postanowił sprowadzić ciało swojego brata do Berlina ciężarówką. Sam wsiadł za kierownicę i ruszył w stronę stolicy Niemiec. Werner Wessel został pochowany 28 grudnia. W pogrzebie brało udział tysiące narodowych socjalistów, a przemówienie przy grobie wygłosił Horst, który po śmierci brata miał doznać załamania nerwowego. Około dwa miesiące później sam został pochowany w tym samym grobie co jego ojciec i brat. W 1936 roku matka braci, Margaret Wessel, otrzymała nieruchomość w Karpaczu o powierzchni 3600 m2. Choć teren był wcześniej zarezerwowany pod budowę dużego hotelu lub sanatorium, pani Wessel zbudowała na nim swoją ekskluzywna willę, a inwestycję finansowało w większości NSDAP. Tragiczna wyprawa narciarska na stałe wpisała historię rodziny Wessel w historię Karkonoszy, odciskając na niej nazistowskie piętno. Bo choć w burzy śnieżnej oprócz Wernera zginęły trzy inne osoby, pamiątkowy krzyż zaczął funkcjonować pod mianem "Krzyż Wessela". Stał się miejscem spotkań niemieckich narodowych socjalistów, wykorzystywanym przez aparat propagandowy III Rzeszy. Dziś krzyż nie stoi w miejscu, gdzie przed laty był celem propagandowych pielgrzymek. Ale można go nadal zobaczyć gdzieś w Karkonoszach... Mateusz Śmigły Redaktor i współtwórca portalu Tropiciele Historii. Regionalista, pasjonat historii Polski, kolekcjoner przedmiotów związanych głównie z historią Dolnego Śląska. Detektorysta i eksplorator, miłośnik gór, starych sztolni oraz pieszych wędrówek.