Podczas debaty w TVP zrobiło się wyjątkowo tłoczno "na prawej flance". Podczas gdy Robert Biedroń właściwie jako jedyny z 10 kandydatów prezentował lewicowy punkt widzenia, o prawicowy elektorat walczyło ich kilkoro. Krzysztof Bosak z Konfederacji - najbardziej prawicowej formacji w parlamencie - musiał konkurować na kilku frontach naraz. Paweł Tanajno podnosił problemy przedsiębiorców wobec opresyjnej - z jego punktu widzenia - władzy. Skrajnie wolnorynkowe pozycje (np. likwidacja podatku dochodowego) zajmował również Stanisław Żółtek. Pełny prawicowy pakiet - wraz z narodową retoryką - starali się zaprezentować także Mirosław Piotrowski i Marek Jakubiak. Z kolei prezydent Andrzej Duda nie zamierzał ani na milimetr odstąpić od swojej dominacji wśród wyborców konserwatywnych światopoglądowo. Krzysztof Bosak musiał więc przekonać widzów, że to on jest głównym kandydatem - jak to sam określa - "ideowej prawicy". Po debacie w TVP oświadczył, że inni kandydaci mu "wtórowali". - Cieszę się, że głoszone przeze mnie hasła w tej kampanii zyskują na popularności na tyle, że inni politycy wprost je powtarzają - powiedział Krzysztof Bosak. Kandydat Konfederacji wyjaśnił także, dlaczego "zaczepiał" w debacie prezydenta Andrzeja Dudę. - Chciałem naświetlić różnicę między mną jako kandydatem ideowej prawicy a Andrzejem Dudą, który jest kandydatem lewicowym gospodarczo i centrowym światopoglądowo - ocenił Bosak. "Dziękuję moim bliskim, szczególnie mej żonie, a także wszystkim współpracownikom i sympatykom za dobre słowa i wsparcie! Starałem się powiedzieć jak najwięcej prawdy w tych sześciu minutach, które dostałem. Cieszę się, że słowa prawdy dotarły aż do sześciu milionów Polaków!" - napisał kandydat Konfederacji już po debacie.