"Nie potrzebujemy mediatorów. Jedyne, czego nam potrzeba to stół" - powiedziała Interii Katarzyna Lubnauer, wiceprzewodnicząca Nowoczesnej oświadczając jednocześnie, że nie uznaje Pawła Kukiza za dobrego mediatora. Zresztą, sam Kukiz poniekąd przyznał jej rację, gdy w sylwestrową noc przebrał się w mundur milicjanta i życzył protestującym posłom: "Do siego roku". Bardziej wyważony w tym sporze jest Kosiniak-Kamysz, ale i jego próby załagodzenia sytuacji, jak na razie nie trafiają na podatny grunt. "My zrobiliśmy pierwszy krok opuszczając sale plenarną. Nikomu korona z głowy nie spadnie, bo porozumienie będzie wartością dla wszystkich" - oznajmił lider ludowców. Obu ugrupowaniom zależy na jak najszybszym zakończeniu sporu. Ich liderzy zdają sobie doskonale sprawę, że to nie oni rozdają karty, a 11 stycznia będą musieli wybrać. Piotr Apel powiedział Interii, że jego klub jest za tym, aby posiedzenie odbyło się normalnie na sali plenarnej. To samo oświadczył Kosiniak-Kamysz. A co jeśli opozycja dalej będzie stać na swoim i protestować? W tym najbardziej realnym scenariuszu i ludowcy, i "kukizowcy" na razie nie potrafią się odnaleźć. Kukiz wraz ze swoimi posłami zdecyduje, co dalej tuż przed samym posiedzeniem. Kosiniak-Kamysz twierdzi enigmatycznie, że PSL pójdzie swoją drogą. Problem polega na tym, że taka droga w obecnym parlamentarnym klinczu nie istnieje.