PAP: Dlaczego sprawie zaginięcia półrocznej Magdy towarzyszy tak duże zainteresowanie, zwłaszcza mediów? Czy pana zdaniem sprawa jest precedensowa? Prof. Brunon Hołyst: Tak, bo w historii polskiej kryminalistyki nie było przypadku zaginięcia dziecka w obecności matki. Zwykle, gdy dzieci ginęły, nie było przy nich rodziców, działo się to np., gdy idąc do sklepu matka zostawiła dziecko w wózku na ulicy. Dodatkowo zainteresowanie mediów sprawiło, że w jakimś sensie sprawa stała się narodową, podobnie jak sprawa Krzysztofa Olewnika. Czy liczne są przestępstwa polegające na nieumyślnym spowodowaniu śmierci niemowlęcia? B.H.: Są sporadyczne, bo dzieciom zwykle jednak towarzyszy duża troska, zarówno w szpitalu, przy narodzinach, jak i później, bo rodzice podejmują działania opiekuńcze. W przypadku dzieci w wieku roku - dwóch lat śmierć może nastąpić w wyniku wypadku, np. gdy sięgnie ono po niezabezpieczone leki. W pewnym sensie jest to zawinione przez rodziców, ale to dziecko podejmuje pewne czynności, których podjąć nie powinno. Jak ocenia pan działania organów ścigania w sprawie zaginięcia Magdy? Czy policja i prokuratura mogły działać bardziej skutecznie? B.H.: Popełniono błędy. Pierwsze przesłuchanie matki nie było profesjonalne, pod uwagę nie wzięto sprzeczności w jej zeznaniach. Na początku matka mówiła, że z dzieckiem, o godzinie 18, szła szukać pracy, a później, że chciała odwiedzić matkę. Policja w komunikacie stwierdziła, że zeznania matki są wiarygodne. Gdyby od razu, w pierwszym przesłuchaniu stwierdzono, że matka jest podejrzana, to byłby to sukces policji. Po drugie - w miejscu wskazanym przez matkę Krzysztofowi Rutkowskiemu nie odnaleziono zwłok Magdy. W takim wypadku należało rozszerzyć zakres poszukiwań. Zwłaszcza, że ruiny budynku kolejowego, w których znaleziono później zwłoki, są w pobliżu komisariatu i idealnie nadawały się do ich ukrycia. Pojawiły się sugestie, że policja nie ustaliłaby faktycznego przebiegu zdarzenia, gdyby nie zaangażowanie Rutkowskiego. Czy policja może podejmować takie działania jak on? B.H.: Takie metody są niedozwolone w działaniach policji, która musi przestrzegać procedur i reguł prawa. Jednak dostarczył on cennego materiału, który zmienił kierunek śledztwa. Powiedział, że matka się przyznała i nagrał to potajemnie. Policja i prokuratura powinny jednak zbadać aspekty prawne i etyczne tego postępowania. Czy to nagranie może posłużyć jako materiał dowodowy? B.H.: To jest materiał, który zawiera informacje pozwalające na ukierunkowanie śledztwa, ale nie można przypisać mu cech materiału dowodowego, ani traktować jako przyznanie się do winy. Matka musiałaby wszystko potwierdzić w trakcie przesłuchania przez kompetentną osobę - przez policjanta, prokuratora lub w sądzie. Przesłuchanie musi zostać przeprowadzone w sposób określony przez przepisy kodeksu postępowania karnego. Czy w związku z upublicznieniem nagrania matka może dochodzić swoich praw wobec Rutkowskiego, np. w procesie cywilnym? B.H.: Trudno powiedzieć, ale można uwzględnić, że Rutkowski naruszył zasadę wzajemnej życzliwości, bo ona mu zaufała, a on potajemnie ją nagrał. Być może będzie mogła wytoczyć mu proces o ochronę dóbr osobistych. A czy matka może odpowiadać za wprowadzenie policji w błąd? B.H.: Tak, wprowadziła w błąd policję. Za fałszywe zeznania grozi do trzech lat pozbawienia wolności, a za zawiadomienie o przestępstwie mimo wiedzy, że nie zostało ono popełnione, do dwóch lat.