Taka była dominująca atmosfera, i Bronisław Komorowski okazał się jej ofiarą. Zapłacił cenę za sposób rządzenia Platformy, nieudane przedsięwzięcia, niespełnione obietnice, i skandale których w ostatnich miesiącach mieliśmy aż nadto. Padło na niego. O tym, że Polacy chcą zmiany świadczyły już wyniki I tury, słaby rezultat Bronisława Komorowskiego i rewelacyjny - Pawła Kukiza. Ten sygnał był jednoznaczny - Polacy dają żółtą kartkę rządzącym politykom, nie chcą, żeby dalej tak było. Komorowski i jego ekipa próbowali w tej sytuacji robić dobrą minę do złej gry. I próbował mobilizować swych zwolenników. Tych, którzy wcześniej głosowali na PO, a teraz byli na nią obrażeni, wyborców lewicy, tych, którzy w I turze nie głosowali. To była udana operacja, ewidentnie było widać, że prezydent po I turze złapał wiatr w żagle, że walczy, że w debatach telewizyjnych odzyskuje pole. Ale to wszystko było już za późno. Polacy wcześniej zostali przekonani, że potrzebna jest zmiana. I że Andrzej Duda, człowiek, którego jeszcze parę miesięcy temu nikt nie znał, może tę zmianę przeprowadzić. Ten sukces jest jego sukcesem. Duda rozkręcał się w kampanii z tygodnia na tydzień. Rósł w niej. Gdy startował, większość komentatorów nie dawała mu nawet szans na przejście do II tury. W I turze miał wygrać Komorowski, już 10 maja miało być wszystko pozamiatane. Tymczasem wszystko odbyło się inaczej. Duda miał sporo szczęścia, bo wejście do gry Pawła Kukiza zmieniło ton kampanii. To już nie był pojedynek PO z PiS-em, Kaczyńskiego z Tuskiem, ale to był bój o to jaka ma być Polska - czy taka jak do tej pory, czy tez inna? Kukiz narzucił ton tej kampanii, ton tym wyborom. Głos sprzeciwu kontra stare, zasiedziałe towarzystwo, które korzysta z rządzenia. Dobro kontra zło. Sam zdobył w I turze 20 proc. poparcia. I otworzył Andrzejowi Dudzie autostradę do prezydentury. Bo w tej dogrywce , po I turze, Duda nie był już prostym kandydatem PiS-u, już był liderem zmiany, trybunem, który potępia zło, który stoi po stronie zwykłych ludzi. Który z nimi rozmawia - co wciąż podkreślał. Powiedział to też w swym pierwszym przemówieniu: "Prezydent ma służyć narodowi, ma słuchać i być otwartym. Dlatego drzwi Pałacu Prezydenckiego będą otwarte dla inicjatyw społecznych. Takich, z którymi się zgadzam i co do których mogę mieć wątpliwości. Ale jestem otwarty na rozmowę, dlatego że szacunek należy się każdemu człowiekowi. To nie będzie prezydentura zamknięta, obiecuję to dzisiaj" Nie będę ukrywał - ten ton kampanii mnie nie zaskoczył. Nastroje społeczne były czytelne, więc już dwa-trzy miesiące temu przewidywałem, że kampania może dla Platformy skończyć się gorzką niespodzianką. Wszystko zależało tylko od tego, czy kandydat PiS będzie potrafił na tych nastrojach pożeglować, i będzie potrafił uniknąć pułapek, w które zawsze wcześniej jego partia wpadała. Duda pożeglował. Jego sztab starannie ukrył wszystkie PiS-owskie straszydła, Antoniego Macierewicza, Krystynę Pawłowicz, Zbigniewa Ziobro, a nawet Jarosława Kaczyńskiego... Wszyscy ci, którzy mogli kojarzyć się z IV RP, z jej opresyjnością, z fanatyzmem, gdzieś zniknęli. W kampanii widzieliśmy Andrzeja Dudę w białej koszuli, który ze spotkania na spotkanie, z debaty na debatę, był coraz bardziej umiarkowany i strawny dla szerszego niż PiS elektoratu. "Z jastrzębia - gołąb" - wołał Bronisław Komorowski, a Duda nie prostował. Był zapowiedzią zmiany, którą chcieli widzieć Polacy. Zmiany przecież niezdefiniowanej, każdy wyobrażał (i wyobraża) ją sobie inaczej. Dla jednych to powrót do czasów IV RP, dla innych to zerwanie z obecną dominacją PO, z obecnym zepsuciem władzy. Tu są różne rachuby, i one wszystkie złożyły się na końcowy wynik. W ten sposób Polska B dała prztyczka w nos Polsce A. Tej zachwyconej sobą, przekonanej, że jest świetnie i nic zmieniać nie trzeba. I te nastroje - żeby dać nauczkę tym mądralom z Warszawy będą się pogłębiać. Co dalej? W PiS-ie mamy święto. Po tylu porażkach PiS odniósł wreszcie zwycięstwo. Ono bardzo wzmacnia Jarosława Kaczyńskiego, i - co oczywiste - Andrzeja Dudę. On jest dziś postacią centralną na prawicy. Wiadomo - rządzi tam Kaczyński, ale Duda jest jego naturalnym następcą i pierwszym współpracownikiem. Teraz obaj będą rozmontowywać Platformę. Miejmy tę świadomość - zwycięstwo Dudy oznacza, że rząd Ewy Kopacz jest rządem mniejszościowym. Bo nie obroni się przed wetem prezydenta. Albo więc koalicja powiększy się o resztki po Palikocie, albo ten rząd będzie w najbliższych miesiącach dogorywał. Albo też jedno i drugie. Kampania zadała potężny cios premier Ewie Kopacz, skłóciła PO od wewnątrz. Teraz nastąpi tam etap rozliczeń, szukania winnych porażki... Ewidentnie, Platforma jest dziś na równi pochyłej. Ludzie lgną do zwycięzców - spodziewajmy się w najbliższym czasie znakomitych wyników sondażowych PiS i Pawła Kukiza, słabych PO. No i nowych inicjatyw, które będą próbowały zagospodarować głosujący dotychczas na PO elektorat. Wróżę im powodzenie - Platformę trzymał w ryzach fakt, że sprawuje władzę. Tak naprawdę, to było główne a, czasami - jedyne, lepiszcze tego ugrupowania. Gdy widmo utraty władzy zacznie zaglądać jej działaczom w oczy - różnie może się sytuacja rozwijać. Nie sądzę, by dziś poważni ludzie wierzyli, że Platforma może zdobyć dobry wynik jesienią. Więc takie lub inne manewry będą tu możliwe. Czy oznacza to, że PiS, tak jak dziś Duda, jeszcze w tym roku przejmie w Polsce władzę? Tego bym nie powiedział. Wynik Kukiza pokazuje, że w Polsce jest potężny potencjał rewolty. Przeciwko całemu establishmentowi. Skorzystał z niego Duda, ale wybory parlamentarne rządzić się będą innymi prawami. Tu jeszcze może sypnąć niespodziankami. Nawiasem mówiąc, wynik Dudy pokazuje też wyraźnie, że taki PiS, którego twarzą są Antoni Macierewicz czy Zbigniew Ziobro, nie ma przyszłości. Oni mogą brylować jako liderzy małej grupy fanatyków, ale nie liderzy dużej formacji. Że przyszłość ma partia o twarzy Dudy. PiS stoi przed wyborem - czym chce być? Czy, tak jak do tej pory, sektą? Czy partią władzy? Zwycięstwo Dudy - to jest jak polityczne trzęsienie ziemi. Nadkruszony został system władzy Platformy. System, w którym kontrolowała ona wszystko. Otworzona została na oścież droga do zmiany władzy w Sejmie. Za chwile będziemy mieli różne ruchy w instytucjach państwowych, bo znika strach przed ludźmi PO. No i pojawia się ochota, by podłączyć się pod nową siłę. Platforma znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. A jeżeli ona zacznie zanikać - to co z PiS-em? I co w jej miejsce? Układ, który trzymał Polskę w uścisku przez ostatnie 10 lat, kruszeje na naszych oczach.