Przybył złożył wniosek po raz drugi. Chcąc przejść w stan spoczynku, powołał się na względy zdrowotne. Po raz pierwszy, 22 marca Rada oceniła wniosek jako "pozbawiony przesłanek formalnych", bo nie było do niego dołączonego zaświadczenia od lekarza orzecznika ZUS. Powtórny wniosek prokuratora wojskowego nie miał już takich braków. - Decyzja Rady w tej sprawie zapadła przed miesiącem. Obecnie pan Przybył jest prokuratorem Naczelnej Prokuratury Wojskowej w stanie spoczynku - powiedział Zalewski, potwierdzając doniesienia portalu tvn24.pl. Po przejściu w stan spoczynku płk. Przybyłowi przysługuje 75 proc. dotychczas pobieranego uposażenia prokuratora NPW - czyli ok. 8 tys. zł. Zarazem utrzymane są wobec niego obecne rygory dyscyplinarne. Dotyczą go również nadal rygory wynikające z bycia oficerem Wojska Polskiego. Płk Przybył postrzelił się 9 stycznia w przerwie konferencji prasowej, na której odnosił się do medialnych zarzutów o złamanie prawa w postępowaniu dotyczącym przecieku ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przed konferencją uprzedził dziennikarzy, że między swoim wystąpieniem a pytaniami będzie chciał przewietrzyć salę. Po wyjściu dziennikarzy z pokoju strzelił, raniąc się w policzek. "Bronił honoru ludzi, których znał" Dzień później prokurator powiedział , że próbował popełnić samobójstwo, bo "bronił honoru ludzi, których znał i którzy świetnie pracują". Zaznaczał, że chciał, aby prokuratura wojskowa przetrwała pod dowództwem gen. Krzysztofa Parulskiego. W następstwie tych zdarzeń doszło do zmiany na stanowisku szefa NPW - Parulskiego zastąpił płk Jerzy Artymiak. W związku z okolicznościami sprawy trwa śledztwo, którego podstawą jest art. 151 Kodeksu karnego. Głosi on: "kto za namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze więzienia od 3 miesięcy do lat 5". Artykuł ten stosuje się w sprawach dotyczących samobójstw. Śledztwo potrwa co najmniej do lipca. 12 stycznia płk Przybył został przewieziony z Poznania do bydgoskiego szpitala i umieszczony w klinice psychiatrycznej. Po pewnym czasie opuścił lecznicę na własne życzenie. 19 marca Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa uznał, że decyzje nadzorowanych przez płk. Przybyła poznańskich prokuratorów wojskowych o żądaniu od operatorów billingów i treści sms-ów dwóch dziennikarzy w sprawie o przecieki ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej były ominięciem prawa zakazującego ustalania źródeł dziennikarzy. Sąd je uchylił. "Celował nie w billingi dziennikarzy, ale..." W uzasadnieniu postanowienia sędzia Paweł du Chateau powiedział, że działania prokuratury wojskowej były niedopuszczalną próbą ominięcia ustawowego zakazu ustalania danych osób udzielających informacji dziennikarzom. Nawet zwolnienie dziennikarza przez sąd z tajemnicy dziennikarskiej nie może tego dotyczyć - dodał. Podkreślił, że prokurator, występując o billingi w sprawie o przecieki ze śledztwa smoleńskiego, "celował nie w billingi dziennikarzy, ale w ich źródła informacji". Sędzia zwrócił uwagę, że prokuratura od początku "doskonale wiedziała", iż występuje o dane dziennikarzy. Prowadzący ówcześnie to śledztwo prok. Mikołaj Przybył mówił wiele razy, że sprawdzano billingi prokuratorów, a nie dziennikarzy. Przybył twierdził, że w momencie występowania do operatora, prokurator nie miał pojęcia, czy rozmówcą sprawdzanych byli dziennikarze. Żądanie przez prokuraturę ujawnienia przez operatorów treści sms-ów Macieja Dudy z TVN24 oraz Cezarego Gmyza z "Rzeczpospolitej" sąd uznał z kolei za "ewidentne naruszenie tajemnicy korespondencji". Sędzia podkreślił, że sms-y są objęte tą ogólną tajemnicą, a na jej uchylenie potrzebna jest zgoda sądu. Do takich samych wniosków doszła w styczniu cywilna Prokuratura Apelacyjna w Warszawie, która na przełomie grudnia i stycznia analizowała postępowanie prokuratury wojskowej. PA uznała, że żądając wglądu w sms-y bez zgody sądu, prokurator działał w sposób nieuprawniony. Ujawnienie właśnie tej analizy było przyczyną zwołania przez prok. Przybyła konferencji prasowej.