- Doniesienia prasowe to jest pewnego rodzaju źródło informacji, które musi zostać zweryfikowane w formie czynności, jakie są wymagane w postępowaniu - powiedziała rzeczniczka prokuratury Bogusława Marcinkowska. Rzeczniczka zastrzegła, że "trudno jest przewidzieć rezultat tych działań". Poinformowała także, że krakowskiej prokuraturze nie są znane działania organów ścigania na terenie Szwecji i Wielkiej Brytanii. Odmówiła informacji, czy taki ślad wyłonił się w śledztwie, zasłaniając się dobrem postępowania. Jak podał w niedzielę brytyjski "Sunday Mirror", kradzież historycznego napisu "Arbeit macht frei" znad bramy b. obozu Auschwitz-Birkenau zlecił brytyjski kolekcjoner, a skrajnie prawicowe ugrupowanie ze Szwecji było tylko pośrednikiem. Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad bramy b. niemieckiego obozu została skradziona w piątek 18 grudnia nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem w niedzielę 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Z ustaleń prokuratury wynika, że działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji. Czterem podejrzanym w sprawie kradzieży Prokuratura Okręgowa w Krakowie postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Podobny zarzut - udziału w grupie przestępczej oraz nakłaniania do kradzieży i zniszczenia napisu - usłyszał piąty podejrzany. Cała piątka trafiła do aresztu na trzy miesiące. Pod koniec ub. tygodnia prokuratura okręgowa w Krakowie wysłała wniosek o pomoc prawną do szwedzkiego ministerstwa sprawiedliwości. Media podawały, powołując się na informacje szwedzkiej gazety "Aftonbladet", że według szwedzkich służb za zleceniem kradzieży stoi grupa tamtejszych neonazistów. Za pieniądze ze sprzedaży tablicy mieli przygotowywać atak terrorystyczny. W niedzielę w brytyjskim "Sunday Mirror" ukazał się artykuł, w którym autorzy sugerują, że zleceniodawcą kradzieży był Brytyjczyk, a pośrednikiem szwedzcy neonaziści. Powołując się na źródła w Szwecji, "Sunday Mirror" nie wymienia domniemanego kolekcjonera z nazwiska, stwierdza jedynie, że jest bardzo bogaty i że chciał mieć napis w swoim posiadaniu, ponieważ potraktowałby go jako trofeum. "Ustalono, iż napis (po przewiezieniu go do Szwecji) zostanie ukryty w sztokholmskiej piwnicy, skąd Brytyjczyk je odbierze. Plan zakładał, że pieniądze uzyskane przez Szwedów za pośrednictwo sfinansują neonazistowskie ugrupowania w Szwecji" - cytuje tygodnik swoje źródło. Jak podaje, skrajna prawica w Szwecji miała w planach zakłócenie tegorocznych wyborów powszechnych w kraju. Według "Sunday Mirror" plan ten nie udał się, ponieważ złodzieje wpadli w panikę z powodu policyjnej akcji zarządzonej w Polsce w reakcji na międzynarodowe oburzenie z powodu kradzieży. Gang porzucił pocięty na trzy części napis w lesie, gdzie został znaleziony dzięki sygnałowi od szwedzkiego pośrednika - zaznacza tygodnik. Interpol gromadzi dowody przeciw zleceniodawcy kradzieży - podaje gazeta.