Jak informował po południu prok. Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, czterem mężczyznom postawiono zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Piąty podejrzany dopiero wieczorem usłyszał zarzuty nakłaniania do udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży oraz zniszczenia tablicy. Mężczyzna na razie skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. Trzech podejrzanych przyznało się do zarzutów. Zaczęli składanie wyjaśnień. Wyłania się z nich nieco inny obraz wydarzeń, niż dotychczas przyjmowały organa ścigania i dyrekcja Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Według policji oraz przedstawicieli muzeum, kradzież nie była przypadkowa. Sprawcy wiedzieli, jak wejść na teren placówki, w jaki sposób zdjąć tablicę, a także znali sposób działania wartowników oraz rozmieszczenie monitoringu. Tymczasem zeznania podejrzanych wskazują na to, że do kradzieży przystąpili oni bez wcześniejszego rekonesansu. Przyjechali na miejsce w czwartek od razu z zamiarem kradzieży, dokonali wstępnych oględzin, po czym w nocy wrócili do muzeum. Nie mieli drabiny, wspięli się na siatkę ogrodzeniową. Ponieważ nie udało im się odkręcić napisu za pierwszym razem, wrócili pod bramę drugi raz z odpowiednimi kluczami. Z jednej strony odkręcili napis, z drugiej go urwali. Na miejscu kradzieży zostawili urwaną literę "i", ostatnią w napisie "Arbeit macht frei". O pozostawionym fragmencie napisu policja nie informowała ze względu na dobro postępowania. Podejrzani podzielili się zadaniami: jeden przez cały czas miał za zadanie obserwować strażników w ich budce. Okazało się to zbędne - ponieważ nie byli niepokojeni przez strażników. Dokładny przebieg kradzieży pozwoli ustalić wizja lokalna, jaka zostanie przeprowadzona w obozie. Przyjęta na potrzeby postępowania wersja zakłada, że zleceniodawca kradzieży pochodzi prawdopodobnie z zagranicy. Ze względu na dobro śledztwa organy ścigania nie podają innych szczegółów, które mogłyby zaszkodzić śledztwu. Prokuratura zapowiada, że decyzje w sprawie ewentualnego aresztowania podejrzanych zostaną podjęte we wtorek. "Wtedy też przekazane będą dalsze informacje" - powiedział PAP w poniedziałek po południu prok. Hnatko. Tablica została skradziona znad obozowej bramy w piątek nad ranem. Policja prowadziła intensywne śledztwo. Oburzenie z powodu kradzieży wyrazili m.in. byli więźniowie, prezydent, premier i środowiska żydowskie. Napis został odnaleziony późnym wieczorem w niedzielę w pobliżu miejsca zamieszkania jednego z podejrzewanych - w lesie we wsi Czernikowo k. Torunia. Jak się okazało, tablica została pocięta na trzy części. Pięciu zatrzymanych to mieszkańcy woj. kujawsko-pomorskiego. Mają od 20 do 39 lat. Jeden z nich prowadzi firmę budowlaną, pozostali są bezrobotni. Wszyscy byli już karani za różne przestępstwa m.in. kradzieże, pobicia i bójki. Grozi im kara do 10 lat pozbawienia wolności. Według danych jakimi dysponuje obecnie policja, zatrzymani nie należą do grup neonazistowskich i nie prezentują takich poglądów. Motywem ich działania była prawdopodobnie chęć zysku. W ujęciu podejrzanych pomogły informacje od obywateli. Po weryfikacji, które z nich okazały się najistotniejsze, wypłacona ma być nagroda. Brama główna w obozie Auschwitz I, jako jedyna w całym obozie, została wykonana na rozkaz Niemców przez polskich więźniów politycznych. Zostali oni przywiezieni jednym z pierwszych transportów przybyłych z Wiśnicza na przełomie 1940-1941 roku. Wykonanie bramy związane było z wymianą prowizorycznego zewnętrznego ogrodzenia obozu, wspartego na słupach drewnianych, na ogrodzenie stałe na słupach żelbetowych, z drutem kolczastym pod napięciem. Napis nad bramą - "Arbeit macht frei" (Praca czyni wolnym) - który jest jednym z symboli obozu, wykonali więźniowie z komanda ślusarzy pod kierownictwem Jana Liwacza (numer obozowy 1010). ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ Z ZATRZYMANIA SPRAWCÓW CZYTAJ WIĘCEJ O KRADZIEŻY NAPISU "ARBEIT MACHT FREI"