Reklama

​Kowal: Polska zrobiła prezent premierowi Izraela

- To co się stało w relacjach polsko-izraelskich, to nie jest katastrofa, ale jest efektem doraźnej polityki. Reakcja strony polskiej, tak rządu jak i opozycji była właściwa - ocenia dr Paweł Kowal, były wiceminister spraw zagranicznych.

- Błędem jest przedstawianie wypowiedzi premiera Izraela i ministra spraw zagranicznych jako poglądów reprezentatywnych dla poglądów większości społeczeństwa izraelskiego. Te wypowiedzi nie są też reprezentatywne dla większości poglądów wyborców Likudu - stwierdził Kowal w rozmowie z Interią. 

- W obliczu spadających sondaży, które wskazują na możliwy kłopot w utworzeniu rządu przez Likud, ci politycy tej partii posuwają się do wypowiedzi antypolskich, by pozyskać wyborców mniejszych partii, które mogą przesądzić o wyniku wyborów - dodał.

Reklama

Kowal podkreśla, że "trzeba też pamiętać, że premier Izraela jest politykiem porywczym, ostro traktującym przeciwników politycznych, a nie tylko Polaków". 

- Nie wszystkie wypowiedzi krytykujące Izrael są wypowiedziami antysemickimi - dodał. 

- Polska niepotrzebnie pospieszyła się tylko z organizowaniem konferencji bliskowschodniej, można była zaczekać dwa miesiące, a nie robić prezent premierowi Izraela w trakcie kampanii wybiorczej - podsumował Kowal.

Premier Izraela przebywał z wizytą w Polsce w ubiegłym tygodniu w związku z konferencją dotyczącą Bliskiego Wschodu. W jednym ze spotkań z dziennikarzami, które odbyło się w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, izraelski dziennik "Haaretz" poprosił premiera o odniesienie się do sytuacji, iż w Polsce można nadal wnosić pozwy cywilne przeciwko ludziom, którzy oskarżają naród polski o udział w zbrodniach wojennych i to mimo faktu, iż Polska ostatecznie wycofała się z kontrowersyjnego zapisu w ustawie o IPN. 

"Polacy współpracowali z nazistami i nie znam nikogo, kto kiedykolwiek był sądzony za takie oświadczenie" - miał powiedzieć premier Izraela Benjamin Netanjahu, co spotkało się z wyraźnym sprzeciwem Polski. Wezwana do MSZ Polski ambasador Izraela Anna Azari zdementowała doniesienia dziennikarzy i przekazała oświadczenie Netanjahu, w którym sprostowano wypowiedź. 

Polsko-izraelska zgoda nie trwała jednak długo, gdyż jeszcze w weekend p.o. ministra spraw zagranicznych Israel Katz powiedział: "Nasz premier wyraził się jasno. Sam jestem synem ocalonych z Holokaustu. Jak każdy Izraelczyk i Żyd mogę powiedzieć: nie zapomnimy i nie przebaczymy. Było wielu Polaków, którzy kolaborowali z nazistami i - tak jak powiedział Icchak Szamir (b. premier Izraela), któremu Polacy zamordowali ojca, "Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki". I nikt nie będzie nam mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych".

Wypowiedź ta spotkała się ze zdecydowaną reakcją Polski, odwołaniem udziału polskiej delegacji w szczycie V4 plus Izrael, a w konsekwencji odwołaniem całego szczytu Grupy Wyszehradzkiej (i spotkania z premierem Netanjahu) zaplanowanego w Izraelu.

Paweł Sobczak

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama