Łukasz Szpyrka, Interia: Przed poprzednimi wyborami zawiązał pan sojusz z Pawłem Kukizem, teraz z Szymonem Hołownią. Nie wierzy pan w samodzielny sukces PSL? Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL: - Bardzo wierzę, ale wiem, że najbliższa kampania nie będzie uczciwa. Instytucje publiczne zostały zawładnięte, nie ma nas w mediach rządowych, albo w dużej części jesteśmy tam atakowani i oczerniani. To wszystko powoduje, że trzeba łączyć siły. Do tego dochodzi metoda d’Hondta, nieuczciwa i niesprawiedliwa, która sprawia, że głosy nie są proporcjonalnie przeliczane na mandaty. Samodzielnie spokojnie bylibyśmy w stanie powalczyć o 7-8 proc. Teraz mówicie, że "na starcie" macie 15 proc. poparcia. - Premia, jaką d'Hondt może nam wypłacić za zjednoczenie, jest na wagę możliwości rządzenia. Rozbicie wszystkich na osobne komitety mogłoby być skuteczne, by wejść do parlamentu, ale nieskuteczne w osiągnięciu podstawowego celu, jakim jest zmiana władzy. Potrafimy ustąpić z własnego ego, własnego - bardzo ważnego dla nas - komitetu wyborczego, na rzecz szukania porozumienia. Dużo było tych ustępstw? - Kiedy dwa silne środowiska przymierzają się do wspólnego startu to nigdy nie jest to łatwa sprawa. Jest bardzo wiele szczegółów, zaczynając od pełnomocników wyborczych, komisji obwodowych, po sprawy finansowe. Słychać było, że długo rozmawialiście na temat pełnomocnika finansowego. - To sprawa bardzo poważna, bo wiemy, ile kosztują ewentualne błędy. Polska 2050 jest młodym ruchem, a też już ma swoje trudne doświadczenia w braku przyjęcia sprawozdania wyborczego. Wiemy, że błahy błąd braku jednego konta może kosztować nawet 60 mln zł. Tyle nas taki błąd w 2001 roku kosztował. To sprawia, że do tych tematów trzeba podchodzić bardzo profesjonalnie. Wchodzicie do tych wyborów z czystą kartą finansową? - Jesteśmy na takim etapie w historii PSL, że za mojej prezesury udało się spłacić kilkanaście milionów złotych długu. Zrzucił pan bagaż poprzedników? - Udało się wielkim wysiłkiem spłacić poważne zobowiązania wobec Skarbu Państwa. Wierzę, że w następnej kadencji staniemy już bardzo mocno na nogi. Dostał pan jakąś wiadomość od Donalda Tuska czy Włodzimierza Czarzastego po zawiązaniu sojuszu z Polską 2050 Szymona Hołowni? - Publicznie pozytywnie wypowiadali się o naszym sojuszu. Nie dostał pan nawet SMS-a? - Nie, ale ani tego nie oczekuję, ani nie potrzebuję. Miło jednak, że ze strony liderów innych formacji padły pozytywne słowa i deklaracje. Trzeba powiedzieć wprost, że to największe wydarzenie po stronie opozycyjnej od wielu lat. Żadne dwa duże środowiska, które wspólnie spokojnie mogą zawalczyć o 20 proc., do tej pory nie utworzyły koalicji. Dużo się mówi o zjednoczeniu, a nikt nie zrobił w tym zakresie dotąd tyle, co my. Podczas wystąpienia w Korzkwi mówił pan, że nawet przyjaciele ze strony demokratycznej przypominają wam, że musicie osiągnąć próg koalicyjnego komitetu 8 proc. - Powiedziałem o tym trochę prowokacyjnie. Wiem, że takie komentarze już się pojawiają. Przypomnę, że w ostatnich wyborach PSL sam miał 8,5 proc. I to w bardzo trudnych czasach i trudnej kampanii. Jeśli nasze dwa środowiska nie zdobyłyby łącznie 8 proc., to znaczy, że PiS będzie miał 60 proc. Ci, którzy tak mówią, bardzo źle życzą Polsce. To jest robione po to, żeby powiedzieć za miesiąc, że nasza koalicja walczy o próg 8 proc., że jej wejście do Sejmu jest niepewne, więc wróćmy lepiej do tematu jednej listy. Nawet jeśli ci ludzie mają dobre intencje, to przyjęli zły sposób. Najpierw Kukiz, teraz Hołownia. Da się porównać tych ludzi, polityków? - Nie chcę tego robić. Jeden i drugi ma swoje znaczenie. Osób zbuntowanych, antysystemowych w Polsce nie brakowało i nie brakuje. Ruch Szymona Hołowni jest jednak inaczej zorganizowany. Ma dużo silniejszą strukturę w całym kraju niż miał Paweł Kukiz w 2019 roku. Przy PSL jest Koalicja Polska, jest Polska 2050 Szymona Hołowni, ale mruga pan też w stronę samorządowców, szczególnie z Ruchu Samorządowego Tak dla Polski. - Zapraszamy do współpracy. Mówiłem publicznie, że szczególnie na ten ruch liczę. Wiem, że tam jest problem wielopartyjności jego członków. Oni mówią wprost, że nie chcą rozbijać ruchu przez deklarację, że wystartują z jednego komitetu wyborczego. Ci, którzy należą do określonych partii politycznych będą wspierać te partie, jak np. marszałek woj. mazowieckiego Adam Struzik będzie wspierał nas, a Rafał Trzaskowski Platformę Obywatelską. Ruch, jako taki, powinien jednak powiedzieć, z którym środowiskiem najbliżej mu też programowo. A myślę, że nikt tak nie akcentuje spraw samorządowych jak my. A jeśli się nie uda? - Samorządowcy będą na naszych listach. Dziś mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością. "Eurokraci, biurokraci, pomysły od czapy" - dotąd nie używał pan takich słów w kierunku Unii Europejskiej. Co się zmieniło? - Przytłaczają mnie nowe propozycje Unii Europejskiej. Polska jest dziś bardzo euroentuzjastyczna, ale widzę, jak wszystko zmienia się w innych krajach. Prawdziwi Finowie, czyli antyeuropejska partia, zdobyli 20 proc. poparcia. W Finlandii, w momencie zagrożenia ze strony rosyjskiej. Jeżeli nie przejmiemy narracji w Europie i w Polsce, to zbuduje się tutaj ogromnie silny blok antyeuropejski, który rozwali Unię od środka. Jak rozumiem, przestrzega pan przed ewentualnym sojuszem PiS z Konfederacją? - Byłby to dla Polski bardzo niebezpieczny związek. Mówił pan, że NFZ potrzebuje konkurencji. Co miał pan na myśli? - Monopol w tej dziedzinie powoduje, że wiele świadczeń jest źle oszacowanych. Procedury są źle wyliczone. Część świadczeń się opłaca, otwierają się prywatne szpitale, np. kardiologia inwazyjna. A część się bardzo nie opłaca, jak interna czy pediatria, a to są najpowszechniejsze oddziały, w które trzeba inwestować. Nie wystarczy powiedzieć, że nie zlikwidujemy szpitali powiatowych, ale trzeba zapewnić takie finansowanie, żeby wszystkie oddziały funkcjonowały. Podoba się panu pomysł opodatkowania internetowych zbiórek na leczenie? - To jest głupota. Zostaliśmy w tę sprawę jako opozycja wmanewrowani. Rządzący w całkiem niezłej ustawie deregulacyjnej wrzucili coś takiego, a to jest po prostu chamstwo i syf. Dobrze, że wejdzie w życie ustawa wycofująca te głupie zapisy. Pana wystąpienie w Korzkwi miało charakter programowy. Jakie inne elementy mogą pojawić się w toku kampanii? - Pewnie będzie ich dość dużo. Jest jeden problem - musimy powtarzać te same słowa, te same informacje wiele razy. Rządzący mają tę przewagę, że mają wielką tubę, wielkie możliwości mówienia o swoim programie i przez to łatwiej im dotrzeć do obywateli. Największa partia opozycyjna też ma nieograniczony dostęp przynajmniej do części mediów, więc też może o tym mówić. Nam jest trudniej. Ta trzecia droga nie jest drogą na skróty, nie jest drogą łatwą, ale pod prąd, do góry. Tylko tam się jednak trafia do źródła. Rozmawiał Łukasz Szpyrka