Kosiniak-Kamysz komentuje wyciek dokumentów wojskowych. "Poważna sprawa"
- Sprawa jest poważna - ocenił wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, odnosząc się do odnalezienia na wysypisku śmieci dokumentów wojskowych, które ktoś następnie przekazał dziennikarzom. - Jeżeli ktokolwiek złamał ustawę o informacji niejawnej, to jest to już sprawa karna - zaznaczył. Sprawą zajmuje się Żandarmeria Wojskowa.

W skrócie
- Na wysypisku śmieci znaleziono wojskowe dokumenty zawierające wrażliwe informacje, które następnie trafiły do dziennikarzy.
- Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślił powagę sytuacji, wskazując na możliwe złamanie ustawy o ochronie informacji niejawnej.
- W sprawie śledztwo wszczęła Żandarmeria Wojskowa.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
O odnalezieniu na wysypisku dokumentów wojskowych jako pierwszy informował Onet, którego dziennikarze mieli otrzymać je z anonimowego źródła.
- Jeżeli ktokolwiek dopuścił się złamania ustawy o ochronie informacji niejawnych, nawet w klauzuli "zastrzeżone", to jest już poważna sprawa, sprawa karna. Jeżeli ktoś dopuścił się takiego działania, to poniesie stanowcze konsekwencje - stwierdził minister obrony narodowej w piątkowej rozmowie z RMF FM.
Minister zaznaczył jednocześnie, że w jednostce, której dotyczy sprawa na tą chwilę nie odnotowano braku dokumentów, dlatego rozważany jest też scenariusz, że może to być prowokacja. Zapytany, czy służby podejrzewają działanie Rosji stwierdził, że "trzeba wszystko rozważyć".
Wyciek dokumentów wojskowych. Znaleziono je na wysypisku śmieci
Dokumenty, na których znajdowały się między innymi mapy składów wojskowych, plany ewakuacji materiałów wybuchowych, czy też procedury operacyjne i dane osobowe pracowników jednostek miały zostać znalezione na jednym z wysypisk śmieci przez anonimową osobę, a następnie przekazane dziennikarzom. Miały one pochodzić z 2. Regionalnej Bazy Logistycznej.
W czwartek Żandarmeria Wojskowa potwierdziła, że "wszczęła pod nadzorem Działu ds. Wojskowych Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, dochodzenie o czyn z art. 266 kk.". Jak zaznaczono, nikomu dotychczas nie postawiono w tej sprawie zarzutów.
Baza, z której miały pochodzić dokumenty, stwierdziła, że są to kopie. Dziennikarze zaprzeczają temu jednak twierdząc, że posiadane przez nich dokumenty są oryginalne i zawierają m.in. pieczątki oraz podpisy.












