Artykuł 228. Konstytucji jasno wskazuje, co wiąże się z wprowadzeniem stanu nadzwyczajnego. Konstytucja przewiduje trzy jego warianty: stan klęski żywiołowej, stan wyjątkowy i stan wojenny. Każdy niesie za sobą szereg konsekwencji. Do każdego z wariantów odnoszą się przynajmniej dwa zapisy. Wprowadzenie stanu nadzwyczajnego wiąże się ściśle z przełożeniem wyborów, a to w kontekście tego argumentu jest ostatnio najgłośniej. Domagają się tego politycy opozycji, ale też duża część społeczeństwa. W najnowszym sondażu IBRIS dla "Rzeczpospolitej" aż 77,4 proc. respondentów uznało, że wybory powinny zostać przełożone. Mimo wszystko, jak na razie, takie decyzje nie zapadły. W art. 228. Konstytucji znajduje się też inny zapis, który może mieć nie mniejszy wpływ na brak decyzji o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego. Brzmi on tak: "Ustawa może określić podstawy, zakres i tryb wyrównywania strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela". Co to oznacza w praktyce? Podstawy do roszczeń o odszkodowania z tytułu strat majątkowych. - Ten aspekt jest równie istotny. Może nawet bardziej niż wybory, bo oznaczałoby to katastrofę finansów publicznych w niewyobrażalnej skali - przekonuje w rozmowie z Interią radca prawny Michał Pankiewicz. - Stan nadzwyczajny nie jest wprowadzany nie tylko dlatego, że są wybory, ale też dlatego, że w takim przypadku przedsiębiorcy i obywatele mogliby dochodzić od Skarbu Państwa naprawienia szkód powstałych w następstwie ograniczenia swoich wolności i praw w czasie stanu nadzwyczajnego - dodaje. Zdaniem konstytucjonalisty prof. Ryszarda Piotrowskiego, przede wszystkim chodzi o wybory. Wyżej przedstawiony zapis, zdaniem profesora Uniwersytetu Warszawskiego, nie jest jednak bez znaczenia, bo w konsekwencji powiększy koszty całej operacji rządu związanej z walką z koronawirusem. Prof. Piotrowski odsyła nas do ustawy z 22 listopada 2002 o wyrównywaniu strat majątkowych w czasie stanu nadzwyczajnego. Czytamy tam, że "każdemu, kto poniósł stratę majątkową w następstwie ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela w czasie stanu nadzwyczajnego, służy roszczenie o odszkodowanie" a "odszkodowanie, o którym mowa w ust. 1, obejmuje wyrównanie straty majątkowej, bez korzyści, które poszkodowany mógłby osiągnąć, gdyby strata nie powstała". Co ważne, ustawa określa też wyraźnie, że odszkodowanie przysługuje od Skarbu Państwa i przysługuje na podstawie pisemnego wniosku poszkodowanego. Petenci ustawią się w kolejce? Można sobie wyobrazić, że wprowadzenie stanu nadzwyczajnego wiązałoby się z falą roszczeń o odszkodowania. Już dziś potężne straty wykazują branże turystyczna i gastronomiczna. Poważne ograniczenie obserwuje się także w innych gałęziach gospodarki. Petentów z wnioskiem o odszkodowanie może być zaskakująco dużo. Dr Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca uwagę na trzy kwestie. - Brak wprowadzenia stanu klęski żywiołowej może wynikać z niechęci do otwarcia furtki do odszkodowań na podstawie ustawy z 22 listopada 2002 r. o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego - przyznaje. - Gdyby wprowadzono stan klęski żywiołowej, nie byłoby też potrzeby uchwalania kolejnych zmian w przepisach karnych, bo ustawa ta przewiduje przepisy karne - dodaje. - I nie mogłoby być wtedy wyborów, zgodnie z konstytucją - kończy wyliczanie dr Małecki. Ile może kosztować kryzys? Być może więc niechęć rządzących do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego wcale nie wynika z często powtarzanej regułki o braku przeciwskazań do przeprowadzenia wyborów prezydenckich mimo szalejącej pandemii koronawirusa, ale właśnie z powodu trudnych do oszacowania konsekwencji finansowych związanych z wypłatą odszkodowań. - W budżecie, jak widzimy, nie ma nawet środków na to, by przygotować odpowiedni pakiet dla przedsiębiorców, a co dopiero takie straty. To byłoby nierealne, żeby budżet udźwignął straty, zwłaszcza przedsiębiorców - uważa mecenas Pankiewicz. Jak dużych kwot może dotyczyć ta sytuacja? Trudno oszacować, bo to kompletnie nowy problem, którego nie można porównać np. do suszy czy powodzi. Prawdopodobnie wyliczenia ekonomistów będą trwały jeszcze długo po ustaniu epidemii, ale wiadomo już teraz, że liczby będą robić wrażenie. - Straty byłyby liczone w miliardach złotych. Nie pokuszę się o dokładne oszacowanie, ale zdaje się, że mogłyby to być dziesiątki miliardów złotych. Na to się zanosi, choć oczywiście nie wiemy, jak długo potrwa obecny stan - wylicza Pankiewicz. Polityczna gra Tymczasem, obok wyborów prezydenckich i kwestii odszkodowań, pojawia się trzeci aspekt, który może świadczyć o niechęci rządzących do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. To nie rachunek ekonomiczny, ale rachunek polityczny. Każdy kryzys, dla każdego przywódcy na świecie wiąże się ze strachem o utratę wizerunku i politycznych notowań. Tak jest w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Chinach, Niemczech, ale też w Polsce. Każdy chciałby być tym, który "pokonał" koronawirusa. Problem w tym, że gra jest nierówna, bo wciąż nie wiadomo na co stać przeciwnika. Prof. Andrzej Piasecki z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie: - Rzadko się zdarza, wiemy to z historii, by coś takiego jak epidemia na dłuższą metę wzmocniło władzę. Owszem, na krótką metę tak, kiedy jesteśmy w stanie takiego szoku pourazowego. Dlatego obroną przed negatywnymi reakcjami społecznymi, może być dla władzy wprowadzenie stanu klęski żywiołowej lub stanu wyjątkowego, co znów na jakiś czas ,,zamrozi’’ negatywne reakcje społeczne. Obozowi rządzącemu nie chodzi więc tylko o wybory, ale o wzmocnienie swojej pozycji. Inna sprawa, że w dłuższej perspektywie rządzący stracą, to jest pewne i oni też to wiedzą - mówi prof. Piasecki. Jednocześnie nie jest przekonany do stwierdzenia, że to kwestia odszkodowań stoi na przeszkodzie, by wprowadzić stan nadzwyczajny. Kto miałby decydujący głos? - Nie przesadzałbym z podstawami prawnymi co do roszczeń, bo do kogo ostatecznie odwoła się przedsiębiorca, do Trybunału Konstytucyjnego? Gdy czyta się konstytucję literalnie, to oczywiście są do tego podstawy. Przekonaliśmy się jednak, że w praktyce pojawia się problem. Tak naprawdę rządzą nie tylko ustawy, ale też rozporządzenia, a przede wszystkim interpretacja prawa przez władzę - uważa prof. Piasecki. Podobne wątpliwości ma też mecenas Pankiewicz, który przyznaje, że w obecnym kształcie sądownictwa dochodzenie roszczeń mogłoby okazać się niezwykle trudne i czasochłonne. - Jeśli nawet stan nadzwyczajny zostałby wprowadzony, to dotychczasowe działania rządu pokazują, że prawo może być stosowane i interpretowane bardzo szeroko. Uzyskanie realnie takich odszkodowań byłoby zapewne znacząco utrudnione - podkreśla. "Postępowanie władzy nosi znamiona zaniechania" Tymczasem w poniedziałek Krakowski Instytut Prawa Karnego przedstawił "stanowisko w sprawie uchwalonych w Sejmie dnia 28 marca 2020 r. ustaw o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19". Instytut bardzo krytycznie ocenia rozwiązania przyjęte przez Sejm nocą z piątku na sobotę. W jednym z punktów KIPK odnosi się bezpośrednio do braku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. "Ogłoszenie stanu klęski żywiołowej znacznie poszerzyłoby zasięg działania tarczy antykryzysowej w oparciu o już obowiązujące przepisy (...) Postępowanie władz publicznych w zakresie braku ogłoszenia stanu klęski żywiołowej nosi znamiona zaniechania, którego nie da się usprawiedliwić żadnymi obiektywnymi czynnikami, zważywszy na jednoczesne wprowadzanie rozporządzeniami Ministra Zdrowia istotnych ograniczeń wolności i praw człowieka i obywatela" - czytamy w stanowisku, pod którym podpisało się ośmioro krakowskich prawników. Łukasz Szpyrka