Powiedział posłom, że poczuł się zagrożony, kiedy ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w lipcu 2007 roku przeprowadził z nim "dwie dziwne" rozmowy - m.in. o przecieku ws. akcji CBA w resorcie rolnictwa. Ziobro miał powiedzieć mu, że wie, kto jest źródłem przecieku, ale nie podał nazwiska. B. szef policji zeznał również, że przed dniem akcji CBA w resorcie rolnictwa w sprawie afery gruntowej nie posiadał o niej żadnych informacji. - Nie wiem, kto jest sprawcą przecieku - podkreślił. Kornatowski mówił posłom, że w ministerstwie 16 lipca Ziobro pytał go o znajomość m.in. z byłym szefem PZU Jaromirem Netzlem, byłym posłem Samoobrony Lechem Woszczerowiczem i biznesmenem Ryszardem Krauze, opowiadał o sprawie przecieku z akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa i pytał, co sądzi o składaniu fałszywych zeznań. - Nie rozumiałem intencji mojego rozmówcy - powiedział Kornatowski. B szef policji dodał, że w trakcie spotkania zapytał Ziobrę, czy wie, kto mógł być źródłem przecieku. - Odpowiedział, że tak. Nie podał jednak nazwiska - relacjonował. - Poczułem się zagrożony tą rozmową - powiedział Kornatowski. Mówił też, że podczas rozmowy Ziobro chodził po pokoju "jak John Wayne". Na początku lipca zaś - mówił Kornatowski - Ziobro późnym wieczorem zadzwonił do niego i wypytywał go, czy ma ochronę BOR i czy rozmawiał z ówczesnym szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem. Świadek zeznał, że o obu rozmowach poinformował Kaczmarka. B. szef policji zarzucił grupie prokuratorów badającej sprawę przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa "delikty karne i służbowe". Jego zdaniem w sierpniu 2007 roku podczas multimedialnej konferencji - zorganizowanej przez ówczesnego zastępcę prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga - bezprawnie upubliczniono materiał z akt sprawy dotyczącej przecieku i składania fałszywych zeznań przez niego, Kaczmarka i byłego szefa PZU Jaromira Netzla. - Nie można wykorzystywać materiałów operacyjnych do celów innych niż postępowanie - mówił Kornatowski. Według niego zdjęcie z dokumentów klauzuli tajności nie wystarczało do tego, aby prokuratura mogła je dowolnie wykorzystywać. Kornatowski ocenił, że konferencja miała "zdyskredytować go w oczach społeczeństwa" i udowodnić, że źródłem przecieku był Kaczmarek, a on był jego pomocnikiem. Nie chciał się jednak odnieść do przedstawionych na niej materiałów. Podkreślił, że musiałby ujawnić materiał procesowy i dlatego może na ten temat mówić jedynie na posiedzeniu niejawnym. Były szef policji zarzucił przesłuchującym go prokuratorom manipulację polegającą - jak mówił - na próbie udowodnienia, że 13 lipca 2007 roku to on zadzwonił do Netzla, podczas gdy - jak zeznał - to Netzel zadzwonił do niego. Chodzi o rozmowę, w której - jak poinformował na konferencji w 2007 roku Engelking - Kornatowski miał namawiać Netzla do fałszywych zeznań co do spotkania byłego szefa PZU z Kaczmarkiem w Marriotcie 5 lipca. Kornatowski podkreślił, że po zatrzymaniu 30 sierpnia i przewiezieniu helikopterem z Gdyni do Warszawy był przesłuchiwany do ok. godz. 2 w nocy, a następnego dnia przetrzymywano go - jak uznał - "bez wyraźnej przyczyny" w areszcie. Zarzucił też przesłuchującym go prokuratorom, że nie zainteresowali się jego złym stanem zdrowia. Mówił również, że nie rozumie, dlaczego 29 sierpnia 2007 roku ze sprawy przeciekowej została wyłączona sprawa składania fałszywych zeznań i utrudniania śledztwa. Jak zaznaczył najpierw powinna być wyjaśniona sprawa, kto był sprawcą przecieku, a dopiero później należało zająć się sprawą fałszywych zeznań. Świadek potwierdził, że w lipcu 2007 roku doszło do spotkania Kaczmarka, podczas którego Engelking miał powiedzieć, że większość polskiego społeczeństwa powinna być podsłuchiwana. Jego zdaniem, Engelking nie żartował; zaznał też, że "z tego co wie" miał telefon na podsłuchu. Kornatowski przyznał, że w spotkaniu brali udział, oprócz niego i Kaczmarka, żona ministra SWiA i ówczesny prokurator krajowy Dariusz Barski. Świadek opowiedział, że Barski i Engelking pili wówczas wódkę, reszta gości wino. Po spotkaniu - według Kornatowskiego - Engelking nie był w stanie sam dojść do domu i musiał go odprowadzić. Pytany o okoliczności, w jakich został mianowany komendantem głównym policji Kornatowski powiedział, że w 2006 r. był typowany do objęcia funkcji szefa ABW po odwołaniu Witolda Marczuka. Jak ocenił, chciał tego Ziobro. Tak się jednak nie stało i szefem służby został Bogdan Święczkowski. Według Kornatowskiego, Ziobro w styczniu 2007 roku miał powiedzieć jemu i Kaczmarkowi, że w przyszłości zostaną odpowiednio: komendantem głównym policji i szefem MSWIA. - Nie wiedziałem, że Ziobro ma taką siłę sprawczą, żeby odwołać Ludwika Dorna (szefa MSWiA w rządzie PiS do 7 lutego 2007 roku, później został nim Kaczmarek) - podkreślił. Kornatowski powiedział też, że w 2007 r. ówczesny premier Jarosław Kaczyński wydał rozporządzenie, na mocy którego Ziobro "stał się superministrem i miał możliwość w sprawach najbardziej bulwersujących ingerowania w postępowania, rozliczania m.in. komendanta głównego policji poza ministrem spraw wewnętrznych". - Miał możliwość ingerencji na zasadzie koordynatora pewnych spraw - dodał. B. komendant główny policji powiedział, że w 2007 r. Ziobro regularnie organizował spotkania, na których był informowany o pracach prokuratury w sprawach dotyczących "układu polityczno-ekonomicznego". Podkreślił, że uczestniczyli w nich kilka razy w tygodniu on sam, Kaczmarek, Engelking, szef ABW oraz czasami szef CBA. Jak dodał, były wówczas omawiane "informacje na podstawie akt nadzoru". - Słowo "układ" często się pojawiało - dodał Kornatowski. Doprecyzował, że z tego, co pamięta, poruszano m.in. sprawy dotyczące b. prezydenta Warszawy Pawła Piskorskiego i Laboratorium Frakcjonowania Osocza. Kornatowski ma status podejrzanego w sprawie objętej pracami komisji, więc posłowie na początku zeznań nie odebrali od niego przyrzeczenia, że będzie mówił prawdę.