W 1520 roku, kiedy Mikołaj Kopernik dowodził obroną Olsztyna przed Krzyżakami w trosce o zdrowie żołnierzy wprowadził zwyczaj smarowania chleba masłem. Dzięki jego "wynalazkowi" było wiadomo, że obrońcy spożywają czyste kanapki, unikają zarazków i epidemii. Dlaczego? Kanapka przecież zawsze spada masłem do ziemi, więc brud na maśle jest od razu doskonale widoczny. Zabrudzoną kanapkę łatwo można zidentyfikować i wyeliminować z menu. Ten żart naukowy wymyśliło dwóch amerykańskich historyków medycyny, którzy przekonywali, że sensacyjne informacje o przeszłości Kopernika znaleźli w niemieckich archiwach. Opublikowany w 1973 roku w prestiżowym "American Journal of Medicine" dowcip miał być "odtrutką" na huczne obchody urodzin 500-lecia astronoma. - Napisany przez nich artykuł zachowywał jednak pozory naukowości: miał odniesienia do źródeł w przypisach, przeszedł wszystkie niezbędne recenzje, dlatego ufnego czytelnika łatwo wprowadzał w błąd - mówi dr hab. Jarosław Włodarczyk z Instytutu Historii Nauki PAN. Artykuł sprawiał wrażenie wiarygodnej informacji i znalazło się wielu czytelników, którzy w tę opowieść uwierzyli. Z czasem mit zaczął żyć własnym życiem. "Nie chodziło tylko o zwyczaj smarowania chleba masłem, ale o powód, dla którego Kopernik miał ten zwyczaj wprowadzić: walka o zdrowie żołnierzy. Kopernik byłby zatem nie tylko zwykłym lekarzem, który stosował tradycyjne lekarstwa, ale też jednym z pionierów epidemiologii. Dlatego jego nazwisko zaczęło pojawiać się w niektórych opracowaniach historyków medycyny" - wyjaśnia rozmówca PAP. Autorami innego naukowego dowcipu byli uczniowie paleontologa Gerharda Hahna. Podczas konferencji na jego cześć wygłosili referat będący w ich zamyśle jedynie naukowym dowcipem. - Zazwyczaj podczas tego typu konferencji w dobrym tonie jest, by choć jeden referat był utrzymany w tonie żartobliwym, rozładowującym pompę. Tak też się stało: trójka autorów napisała artykuł o strunowcach prekambryjskich - mówi dr Włodarczyk. "Wszyscy się dobrze bawili" Młodzi uczeni wymyślili też fantastyczną metodę odkrywania wyglądu tych strunowców. Posłużyli się "fotografią powidokową", wykonując zdjęcia kamieni które zachowywały pamięć o wydarzeniu z odległej przeszłości. - Podczas konferencji wszyscy się dobrze bawili. Mleko się rozlało trochę później, bo artykuły z konferencji ukazały się w specjalnym numerze szacownego czasopisma. Z kolei abstrakty tych artykułów funkcjonowały w naukowych bazach danych. Czytając jedynie abstrakt żartobliwego artykułu, nie można było się przekonać, czy tekst był żartem, czy prawdą - wyjaśnia dr Włodarczyk. Każdy, kto przeczytał cały artykuł, orientował się natychmiast, że jest to zabawa. Jednak ci, którzy zapoznali się jedynie abstraktem, włączali niekiedy artykuł do swojej literatury przedmiotu. - Niechcący demaskowali w ten sposób, że nie czytają cytowanych przez siebie artykułów. Ten żart okazał się więc sprawdzianem ich uczciwości - podkreśla historyk nauki. Czy takich przypadków może być więcej? - Mam nadzieję, że tak, bo jak widać żarty nieoczekiwanie mogą pełnić oczyszczającą funkcję - mówi rozmówca. Najsłynniejszym żartem naukowym ostatnich lat była prowokacja nowojorskiego fizyka Alana Sokala. - Do pisma zajmującego się filozofią i postmodernizmem napisał artykuł, w którym posługiwał się językiem charakterystycznym dla artykułów filozoficznych. W tekście odwoływał się do prac fizycznych, mechaniki kwantowej, teorii względności, ale też do prac feministycznych. Była to mieszanka, jaką często posługują się postmodernistyczni humaniści - opisuje dr Włodarczyk. - Tekst Transgresja granic: ku transformatywnej hermeneutyce kwantowej grawitacji+ był jedynie prowokacją. Miał pokazać, że używając określonej konwencji językowej, można poruszać dowolną tematykę. Zarówno z punktu widzenia fizyki, jak i humanistyki artykuł był kompletnie bezsensowny i nie prowadził do żadnych wniosków - wyjaśnia historyk nauki. Zaraz po publikacji prowokacyjnego artykułu Sokal na łamach prasy - m.in New York Timesa - zdemaskował swoje postępowanie. Sprawa stała się bardzo głośna. - Sokal chciał pokazać, że nie można używać terminologii, której się nie rozumie, tylko po to, by nasz tekst wyglądał poważniej - mówi dr Włodarczyk. Zdaniem uczonego dobrze przemyślane żarty naukowe mogą uczynić sporo dobrego. Wiedza i zdrowy rozsądek pozwalają szybko zorientować się, co jest prawdą, a co nie. W przypadku historii Mikołaja Kopernika wystarczyło poszukać źródeł, na które powoływali się autorzy dowcipu. Łatwo było przekonać się, że takie źródła po prostu nie istnieją.