Pani Jaruga-Nowacka nigdy nie była ministrem ani wysokim urzędnikiem; nie była posłem, senatorem ani radnym. Dobrze, przeróbcie sobie posła na posłankę, radnego na radną, urzędnika na urzędniczkę (może jednak nie przerabiajcie ministra na ministrę ani senatora na senatorkę, jeśli łaska), ale to nic nie zmienia. Ta pani ma niewątpliwe zalety (o nich za chwilę), ale nie ma za grosz doświadczenia działalności w instytucjach państwowych/samorządowych. Jej zalety to: nieagresywny język, zaangażowanie w problemy społeczne i miła aparycja. Tego ostatniego trochę strach powiedzieć w dobie węszenia wszędzie seksizmu, ale to prawda. Gdyby było inaczej, pani BJN nie byłaby tak bardzo pchana na przód sceny najpierw przez Ruch Palikota, a teraz przez Zjednoczona Lewicę. Jednakże te zalety, włącznie z miłą aparycją, to zdecydowanie za mało, żeby aspirować do rządzenia 38-milionowym państwem. Zjednoczona Lewica walczy teraz o przekroczenie progu wyborczego 8 proc., a nie o kierowanie przyszłym rządem. Jest więc w tym posunięciu ZL pewna uzurpacja, od której żadna polityka nie jest wolna: popatrzcie, jaki jestem silny! Ale widzę też tutaj cechę, która przynależy specyficznie do polityki polskiej i wyróżnia ją - negatywnie - od innych. To jest uleganie modzie. Od języka politycznego poczynając, a na strategiach politycznych kończąc. Co do języka... Nie można już zwołać zebrania partyjnego, trzeba zwołać "konwencję". Liderzy nie mają kalendarza działań, lecz "agendę". Projekty rozwiązania problemów nie przybierają postaci planu tylko "mapy drogowej". Nie chodzi się już na obiad, tylko "na lunch"... Trochę śmieszne, trochę żałosne. Ale w sumie nieszkodliwe. Trochę inaczej rzecz się ma ze strategiami politycznymi. Skoro Platforma wystawiła Ewę Kopacz na lidera, Prawo i Sprawiedliwość musiało koniecznie wystawić Beatę Szydło. A Zjednoczona Lewica - Barbarę Jaruga-Nowacką. Niektórzy politycy tak to ostatnio przedstawiali: z kobietą może skutecznie rywalizować tylko kobieta. Dom wariatów! Nie mam nic przeciwko temu, żeby kobiety sprawowały najwyższe funkcje. Chodzi tylko o to, czy sprawują je (kandydują), ponieważ mają najwyższe kwalifikacje, czy też dlatego, że są kobietami. W tym sezonie premierami są kobiety, za rok - wedle równie mądrego kryterium - mogą to być wysocy blondyni albo okularnicy. Roman Graczyk