Ratownik jest trzecią śmiertelną ofiarą ubiegłotygodniowego wypadku w kopalni. W wyniku zapalenia metanu zginęli też 27-letni górnik oraz inny ratownik, w wieku 36 lat. Jego ciało odnaleziono niedługo po tym, gdy zaginął podczas akcji. 11 górników zostało rannych; 9 z nich nadal przebywa w szpitalu. Zmarły ratownik miał żonę, osierocił dwoje dzieci. W kopalni "Krupiński" pracował od czterech lat. To trzynasta ofiara śmiertelna w kopalniach węgla kamiennego w tym roku. Informację o dotarciu do poszukiwanego 820 m pod ziemią górnika potwierdzili przedstawiciele Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego, Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) i Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której należy kopalnia. Rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer powiedziała, że ciało ratownika zostało już przetransportowane na powierzchnię. Wcześniej, jeszcze pod ziemią, lekarz stwierdził jego zgon. Przez cały czas trwania poszukiwań przedstawiciele służb ratowniczych powtarzali znane w górnictwie powiedzenie, że "nadzieja umiera ostatnia", a dopóki trwa akcja, trzeba wierzyć, że górnik żyje. Jednocześnie nie kryli, że przeżycie tygodnia w tak trudnych warunkach byłoby cudem. Według dyspozytora WUG, ratownik został znaleziony przed godz. 6 w chodniku, który od początku uważano za najbardziej prawdopodobne miejsce. Wcześniej domniemywano, że w skrajnie trudnych warunkach ratownik mógł stracić orientację i zamiast kierować się do wylotu chodnika, szedł w kierunku ściany wydobywczej, czyli do źródła pożaru. - Pracownik został odnaleziony w tym samym chodniku nadścianowym, który dotychczas przeszukiwaliśmy, ale na 220. metrze, gdzie wcześniej nie udało się dotrzeć - potwierdziła Jabłońska-Bajer. Wcześniej, z uwagi na ekstremalne warunki, zastępy ratownicze zdołały wejść tylko ok. 180 m w głąb tego wyrobiska; dopiero w ostatnich godzinach udało im się posunąć dalej. 34-letni ratownik zaginął w chodniku 820 m pod ziemią blisko tydzień temu, podczas akcji ratowniczej po zapaleniu metanu w kopalni. Od tej pory szukały go zastępy ratownicze. Akcja była długotrwała ze względu na panujące pod ziemią trudne warunki spowodowane pożarem: zadymienie, wysoką temperaturę oraz stężenia metanu i tlenku węgla. W chwili znalezienia ratownika widoczność w wyrobisku wynosiła około pół metra. Jak powiedziała Jabłońska-Bajer, ratownikom udało się w końcu odnaleźć poszukiwaną przez blisko tydzień ofiarę dzięki tłoczeniu do wyrobiska azotu, co na tyle poprawiło sytuację w chodniku, że można było przedłużyć tzw. lutniociąg, czyli rurociąg dostarczający powietrze. To umożliwiło ratownikom dotarcie do 220. metra wyrobiska. Rzeczniczka JSW przypomniała, że czterech górników poszkodowanych w wypadku (jeden z nich zmarł w trakcie transportu do bazy) ratownicy zaleźli na 103. metrze wyrobiska, gdzie korzystali z powietrza z lutniociągu. Inny ratownik, który zginął, gdy samotnie próbował wrócić do bazy, został znaleziony 48 m od wylotu chodnika. Dziewięciu poparzonych górników leży w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W czwartek po południu ma ich odwiedzić premier Donald Tusk. Według lekarzy, ich leczenie przebiega prawidłowo. Dwaj lżej ranni, którzy trafili do szpitala w Jastrzębiu Zdroju, zostali już wypisani do domów. Sprawę wypadku badają prokuratura i nadzór górniczy. W czwartek w kopalni "Krupiński" po raz pierwszy zebrała się specjalna komisja WUG, wyjaśniająca przyczyny i okoliczności wypadku. Cały czas pod ziemią prowadzone są prace zmierzające do opanowania podziemnego pożaru. Po odnalezieniu ratownika, wkrótce powinna się rozpocząć budowa tam przeciwwybuchowych, które odetną dopływ tlenu do zagrożonego rejonu, co przyspieszy wygaśnięcie pożaru. Akcja w kopalni będzie kontynuowana, ale już na innych zasadach niż dotąd, kiedy szukano zaginionego górnika.