Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił w piątek w Sejmie, że w sensie politycznym rządzący ponoszą odpowiedzialność za katastrofę smoleńską. Nie doszłoby do niej - według niego - gdyby wizyty premiera i prezydenta w Katyniu w kwietniu 2010 r. nie zostały rozdzielone. Wystąpienie Kaczyńskiego poprzedziła jego dyskusja z marszałek Sejmu Ewą Kopacz dotycząca tego, czy może on zabrać głos tuż przed głosowaniem nad rozszerzeniem porządku obrad o projekt uchwały przygotowany przez PiS. - Panie prezesie, proszę uszanować regulamin Sejmu - apelowała do Kaczyńskiego marszałek Sejmu. Jak podkreśliła, prezes PiS mógł sygnalizować wcześniej chęć zabrania głosu. "Proszę się nie podniecać" - Pani marszałek, tu padły ważne i bardzo ciężkie słowa - ripostował prezes PiS. Kopacz zwróciła natomiast uwagę, że nie odbywa się debata nad treścią projektu uchwały, ale głosowanie w sprawie rozszerzenia porządku obrad. Zapewniała, że udzieli Kaczyńskiemu głosu po głosowaniu. Prezes PiS podkreślał, że jego wniosek ma związek właśnie z głosowaniem. Wówczas na mównicę sejmową wkroczył także szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. - Pan prezes sobie poradzi, proszę mi wierzyć. Proszę usiąść na swoje miejsce, panie przewodniczący, i nie utrudniać obrad - zwróciła się Kopacz do Błaszczaka. Apelowała też w kierunku posłów PiS, aby ostudzili swoje emocje. - Proszę się nie podniecać i napić się zimnej wody troszkę - mówiła. Ostatecznie Kaczyński zabrał głos.