Jeśli ktoś poczuł się urażony moimi słowami, przepraszam, być może niektóre słowa można było lepiej przemyśleć - powiedział ksiądz po wtorkowym spotkaniu z abp. Henrykiem Hoserem. Rzecznik kurii Mateusz Dzieduszycki mówił w kontekście tego spotkania o "nowym początku albo happy endzie, jak kto woli". Przyznając, że to dobra wiadomość, Szostkiewicz powiedział, że o nowym początku można by mówić wtedy, gdyby wobec księdza uchylono "absurdalny w dzisiejszych realiach i upokarzający zakaz wypowiedzi dla mediów; gdyby mógł wrócić do swej ukochanej parafii Jasienicy i nie był odesłany do bardzo ciężkiej orki, czyli do pracy kapelana w szpitalu psychiatrycznym dla młodzieży". "Na żadną karę ksiądz nie zasłużył" Zarazem pogratulował "obu stronom". - Kościół tym razem zrezygnował z konfrontacyjnej roli, którą ostatnio za często, moim zdaniem, odgrywa w naszym życiu publicznym, a poszedł w stronę dialogu i zdrowego kompromisu - ocenił. - Zobaczymy, czy ten kompromis jest silny i zdrowy - dodał Szostkiewicz. Według niego słowa ks. Lemańskiego o "burzy medialnej", jakiej miałby paść ofiarą, "mogą świadczyć o cenie, jaką chciał zapłacić, żeby ten konflikt załagodzić". Zdaniem publicysty na żadną karę ksiądz nie zasłużył za swe wypowiedzi na Woodstocku, bo on tam "wychodził do młodych, by z nimi rozmawiać; za co byłoby go karać?". - Po raz kolejny abp Hoser daje szansę ks. Lemańskiemu; widzi, że ma on autentyczne powołanie kapłańskie, że ma pewne zdolności duszpasterskie i żeby wykorzystywał to dla dobra Kościoła, niezależnie od swego trudnego charakteru - powiedział red. Przeciszewski. Dodał, że "widać, że zaistniał, i to nie od dzisiaj, o czym świadczy też nominacja do Zagórza, pewien korzystny dialog dla ks. Lemańskiego". - To nie jest tylko protest i podważanie, ale jakiś dialog mimo trochę niewyparzonego języka, co widzieliśmy na Wooodstocku, i pewnych błędów - oświadczył naczelny KAI.