"Jak panu (Markowi Belce - red.) wiadomo, w ostatnim czasie opinia publiczna została zbulwersowana informacją przekazaną przez tygodnik "Przegląd", że na początku lat 90. kierowany przez Konstantego Miodowicza zarząd kontrwywiadu wprowadził do struktur "Solidarności" tajnego agenta" - czytamy w liście Cimoszewicza do premiera, zaprezentowanym dziś na konferencji prasowej. "Muszę też wyjaśnić, że kiedy jako prezesa Rady Ministrów poinformowano mnie o umieszczeniu - na długo przed objęciem przeze mnie urzędu premiera - w centralnych władzach 'Solidarności' kadrowego funkcjonariusza UOP, natychmiast poleciłem zaniechać takiego działania" - napisał Cimoszewicz. Zwrócił się on do Belki o ujawnienie i podanie do publicznej wiadomości całej dokumentacji obrazującej takie postępowanie, które "w wolnej, demokratycznej Rzeczypospolitej nie powinno się zdarzyć". Według Cimoszewicza, trzeba to uczynić zwłaszcza dzisiaj, "kiedy mnożą się sygnały świadczące, że podejrzanymi machinacjami, z udziałem oficerów służb specjalnych, usiłuje się wpływać na wynik wyborów prezydenckich". List przedstawił dziennikarzom rzecznik Cimoszewicza Tomasz Nałęcz. Pytany, kto brał udział w umieszczeniu agenta w "Solidarności", odparł, że "w grę wchodzą bardzo delikatne kwestie związane z dokumentami klauzulowanymi". Dlatego, jak dodał, Cimoszewicz zaapelował do premiera "o zdjęcie stosownych klauzul". Dopytywany, kto umieścił agenta w "Solidarności", odpowiedział: "nie mogę powiedzieć, kto złożył wniosek o takie działanie, kto go pozytywnie zaopiniował, kto podjął decyzje". Oburzony Konstanty Miodowicz oświadczył, iż to nieprawda, bo w czasach, gdy kierował kontrwywiadem, nie podejmowano jakichkolwiek tego rodzaju działań w stosunku do "Solidarności". Gdyby zaś ujawniono jakiekolwiek dokumenty, nie miałby nic przeciwko temu. Według posła PO te działania Włodzimierza Cimoszewicza i jego sztabu mają po prostu odwrócić uwagę od faktu, iż kandydat na prezydenta naruszył ustawę antykorupcyjną i kilkakrotnie poświadczył nieprawdę. Wypowiedzi rzecznika Włodzimierza Cimoszewicza i ataki pod swoim adresem uznał Miodowicz za bełkot i w rozmowie z dziennikarką TVN24 wezwał opinię publiczną, by położyła temu kres w czasie zbliżających się wyborów. Janusz Pałubicki, były minister-koordynator służb specjalnych w rządzie Jerzego Buzka, uważa, że sztab Cimoszewicza poprzez takie działania próbuje odwrócić uwagę od problemów swego kandydata na prezydenta. Jego zdaniem te zarzuty brzmią niewiarygodnie. - Pan Cimoszewicz nie wie natomiast być może, że w czasach, gdy był premierem, lewą stroną sceny politycznej interesował się funkcjonariusz UOP, którego przełożonymi byli Zbigniew Siemiątkowski (były szef MSW w rządzie Cimoszewicza - red.) i Andrzej Kapkowski (były szef UOP - red). Ten sam funkcjonariusz wcześniej zresztą interesował się prawicą - powiedział Pałubicki INTERIA.PL. Przypomnijmy, że Konstanty Miodowicz w latach 1990-96 pracował w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i był dyrektorem Zarządu Kontrwywiadu UOP. Janusz Pałubicki natomiast w latach 1997-2001 był koordynatorem służb specjalnych.