Pani Krystyna cierpi na nieoperacyjny nowotwór przewodu pokarmowego - GIST. To bardzo rzadki nowotwór. W Polsce zdiagnozowano go u około 1000 osób. U 250 trzeba stosować m.in. glivec jako lek pierwszego rzutu. Pani Krystyna o swojej chorobie dowiedziała się w grudniu zeszłego roku. - Obraz USG, a potem tomografii komputerowej nie zostawiał złudzeń: guz sześć na dziewięć centymetrów na prawym płacie wątroby, powiększone węzły chłonne - opisuje. W Instytucie Onkologii w Gliwicach przeszła serię badań diagnostycznych. Zakwalifikowano ją do leczenia preparatem glivec. - Moje nazwisko znalazło się na liście oczekujących. Lekarze byli uprzejmi i powiedzieli, że mam czekać na kontakt telefoniczny. Na tej informacji się skończyło - opowiada. Nie mogła się doczekać na telefon ze szpitala, więc zadzwoniła sama. - Dowiedziałam się, że szanse na rozpoczęcie leczenia w tym roku mam znikome. Byłam szósta w kolejce - mówi. Jak podaje gazeta, do terapii preparatem glivec w Instytucie Onkologii w 2006 zakwalifikowano 19 pacjentów. 11 było leczonych przez cały rok, 8 przez część roku. W 2007 r. leczenie równoczesne obejmuje 15 pacjentów, a kilkoro oczekuje na swoją szansę. Żeby przeskoczyć do grupy przyjmujących lek ktoś z leczonych musi "wypaść" z programu. Dzieje się tak w dwóch przypadkach: gdy chory pomyślnie kończy cykl lub gdy umiera. - Ja w tej kolejce mogłam umrzeć niedoczekawszy pomocy. Pozbawiono mnie nadziei. Nie dano szans - mówi kobieta. - Nie mogłam się poddać - podkreśla. Kobieta w internecie znalazła adres Stowarzyszenia Pomocy Chorym na GIST. "Dziennik Zachodni" informuje, że dzięki Stowarzyszeniu, które pomaga chorym znajdującym się w trudnej sytuacji, chora trafiła do Instytutu Onkologii w Warszawie. Od dwóch dni przyjmuje lek.