W związku z wtorkowym zabójstwem w łódzkim biurze PiS prezydent spotykał się w piątek z premierem Donaldem Tuskiem, marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną, szefami SLD i PSL - Grzegorzem Napieralskim i Waldemarem Pawlakiem oraz przewodniczącymi klubów parlamentarnych: PO - Tomaszem Tomczykiewiczem, PiS - Mariuszem Błaszczakiem, PSL - Stanisławem Żelichowskim. Politycy wychodząc ze spotkań z prezydentem mówili, że omawiano m.in. pomysł Komorowskiego o powołaniu rzeczników kultury politycznej w klubach, a także dyskutowano o poszerzeniu zakresu działania klubowych rzeczników dyscypliny oraz sejmowej komisji etyki poselskiej. Posłowie zwrócili też uwagę, że rozmowy na ten temat powinny być kontynuowane w gronie szefów klubów parlamentarnych. Tomczykiewicz mówił po spotkaniu, że Komorowski rozwinął propozycje, które przedstawił podczas uroczystości odsłonięcia w Sejmie tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy pod Smoleńskiem. Wówczas prezydent zaproponował m.in. powołanie rzeczników kultury politycznej w klubach. - Propozycja, by klubowi rzecznicy dyscypliny stali się również rzecznikami etyki czy dobrego słowa w polityce, to dobra propozycja i z pewnością szybko ją wdrożymy. Tak, aby te osoby stanowiły siły szybkiego reagowania na sytuacje, w których ktoś z posłów wypowie niepotrzebne, złe słowa - zaznaczył. Z kolei Napieralski mówił, że trzeba się zastanowić na rolą Komisji Etyki Poselskiej. Jego zdaniem, kary nakładane przez komisję powinny być bardziej widoczne. Zapowiedział też, że on sam zrobi "wszystko, by studzić negatywne emocje w polityce". - Niech te emocje będą pozytywne, niech będą sporem o sprawę, o ustawę, o naprawę państwa, a nie jak to jest dzisiaj, jak widzieliśmy wczoraj w debacie - atak jednego na drugiego - dodał lider SLD. Żelichowski podkreślił, że walka z agresją w życiu publicznym będzie "procesem ewolucyjnym". - Chcemy wspólnie usiąść i o tym porozmawiać. Mam nadzieję, że marszałek Sejmu w niedługim czasie taki punkt na Konwencie Seniorów postawi, żebyśmy mogli podjąć wspólną decyzję - powiedział. Zaznaczył, że jednym z pomysłów, który dałoby się zrealizować w celu obniżenia poziomu agresji w Polsce, mogłoby być poszerzenie zakresu działania klubowych rzeczników dyscypliny. Premier mówił przed spotkaniem, że chce wspólnie z prezydentem zastanowić się nad stworzeniem nieformalnego regulaminu zachowań, pod którym mogliby podpisać się politycy różnych opcji. Zaproszenia prezydenta nie przyjął prezes PiS Jarosław Kaczyński. W piątek rano przedstawił on "deklarację łódzką", którą Komorowskiemu wręczył szef klubu PiS Błaszczak. W deklaracji skierowanej do uczestników życia politycznego, osób zaufania publicznego, dziennikarzy i obywateli odrzucono "język nienawiści i wykluczenia". Błaszczak mówił po spotkaniu z Komorowskim, że liczy, iż prezydent złoży podpis pod tym dokumentem. - Mam nadzieję, że "deklaracja łódzka" będzie podpisana i że to będzie dobry wstęp do rozmów, które spowodują przerwanie polityki nienawiści - podkreślił. Jak zaznaczył, podpis prezydenta pod dokumentem "zaważy na spotkaniu" z prezesem PiS. Politolog z UW dr Rafał Chwedoruk podkreślił, że mamy do czynienia z działaniami doraźnymi, które wynikają m.in. z obaw przed reakcją opinii publicznej na wydarzenia w Łodzi. - Trudno sobie wyobrazić, by cykl takich spotkań sam w sobie coś zmienił - powiedział ekspert. Jego zdaniem i dla PO, i dla PiS korzystny jest taki silny konflikt, bo koncentruje on uwagę opinii publicznej na tych ugrupowaniach. Wskazał jednak, że politycy tych partii stracili kontrolę nad formą tego konfliktu i nie wiedzą co z tym zrobić. Chwedoruk uważa, że coś, co mogłaby zmienić polską politykę to wzrost notowań SLD. - Dopiero wówczas taka obawa dwóch głównych partii spowodowałaby nieco zmianę sposobu uprawiania polityki - przewiduje. Z kolei socjolog dr Jarosław Flis, komentując piątkowe spotkania, powiedział, że "cały czas wszyscy mają ochotę, żeby się uderzać w czyjąś pierś, a to nie rozwiązuje problemu, tylko go zaognia i robi się z tego kolejna bijatyka". - Miejmy nadzieję, że jakoś się to wypali w najbliższym czasie i nawet jeśli nikt otwarcie nie zadeklaruje jakiegoś zawieszenia broni, to przynajmniej część polityków ugryzie się w język, a ci którzy się nie ugryzą, miejmy nadzieję, że zostaną ukarani przez wyborców w najbliższym czasie - ocenił. Jego zdaniem, jeśli agresywne zachowania zostaną ukarane przez wyborców, to część polityków dojdzie do wniosku, że to się nie opłaca. - W tej chwili mamy jednak taką sytuację, że im bardziej politycy są radykalni, tym media chętniej to nagłaśniają - dodał. Jak zaznaczył, spotkania polityków ws. obniżenia poziomu agresji w życiu publicznym trzeba traktować jako zobowiązanie, a nie załatwienie problemu. - To może być pierwszy krok, pierwsze zobowiązanie do zmian w przyszłości - ocenił Flis.