Szefowa monachijskiego konsulatu potwierdziła w rozmowie z reporterem RMF FM Adamem Górczewskim, że nie przekazywała już później żadnej korespondencji. Rola konsulatu skończyła się po pierwszym piśmie. Kolejne dwa zostały wysłane już bezpośrednio na adres w Krakowie przez Kasę Sądową. Najpierw przysłano numer konta, termin i inne szczegóły dotyczące grzywny, a potem upomnienie, bo grzywna nie nadchodziła. Listy nie wróciły do Bawarii, więc zostały uznane za doręczone. Gdy minęły kolejne terminy pod koniec listopada, grzywna została przeliczona na dni w areszcie, aż w końcu został wydany nakaz aresztowania. Teraz Jan Rokita musi wytłumaczyć co stało się z odebranymi listami wysłanymi do Krakowa, bo najwyraźniej nie zna, bądź nie chce znać, ich treści. Jan Rokita wysłał do konsul Elżbiety Sobótki mail z zarzutami. Pismo zostało udostępnione także mediom. "Otrzymałem za Pani pośrednictwem pismo w dniu 7 sierpnia, informujące o grzywnie, wraz z pouczeniem w języku niemieckim, iż władze niemieckie proszą o jej niepłacenie, do czasu dalszej uszczegóławiającej korespondencji. Od tamtego czasu nie otrzymałem od Pani żadnej nowej korespondencji prokuratury. Teraz dowiaduję się z komunikatu publicznego prokuratury o wydaniu nakazu aresztowania. Czy zechce Pani poprosić prokuraturę o jakieś wyjaśnienie tej trochę nienormalnej sytuacji?" - napisał polityk. Rokita został ukarany grzywną po tym, jak w lutym br. wywołał awanturę na pokładzie samolotu Lufthansy. Polityk i jego żona chcieli schować płaszcze w schowkach w klasie biznesowej mimo, że mieli bilety w klasie ekonomicznej. Gdy stewardesa im tego odmówiła, doszło do sprzeczki. Wezwana na miejsce policja wyprowadziła z samolotu Rokitę w kajdankach.