W rządzie Beaty Szydło doszło do reorganizacji podziału na resorty w stosunku do poprzedniego gabinetu. W obecnym rządzie nie ma już Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji - w jego miejsce powstało Ministerstwo Cyfryzacji, a MSW znów stało się Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. Powstał także resort gospodarki morskiej, Ministerstwo Energii, Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, a także resort rozwoju zamiast Ministerstwa Gospodarki. Nazwa resortu pracy i polityki społecznej została uzupełniona o człon "rodziny" - teraz zatem funkcjonuje Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W ciągu dwóch lat - zgodnie z zapowiedziami polityków PiS - zostanie zlikwidowany resort skarbu. W ustawie o działach administracji rządowej istnieje ponad trzydzieści działów, z których, niczym z "klocków", można tworzyć ministerstwa. Te działy to m.in.: administracja publiczna; budownictwo, lokalne planowanie i zagospodarowanie przestrzenne oraz mieszkalnictwo; budżet; finanse publiczne; gospodarka; gospodarka morska; gospodarka wodna; instytucje finansowe; informatyzacja; członkostwo Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej; kultura i ochrona dziedzictwa narodowego. Jedno ministerstwo może być stworzone z kilku działów lub tylko z jednego. Jak powiedział Ryszard Balicki z Katedry Prawa Konstytucyjnego WPAiE Uniwersytetu Wrocławskiego, zmiany w nazwach i kompetencjach resortów są częste w polskiej praktyce politycznej, a kształt Rady Ministrów uzależniony jest od woli premiera. - Sposób tworzenia nowych ministerstw określa ustawa o działach administracji rządowej. Przy powoływaniu danego ministra wydawane jest rozporządzenie, które określa działy, jakie danemu ministrowi będą podporządkowane. Można powiedzieć, że rząd buduje się tak, jak budowlę z klocków lego: mamy działy administracji rządowej i możemy w miarę swobodnie przyporządkować je do określonej osoby i w ten sposób stworzyć ministerstwo - wyjaśnił Balicki. W kształtowaniu ministerstw nie ma specjalnych ograniczeń, ani jeśli chodzi o maksymalną, ani minimalną ich liczbę. - Ograniczenia są bardzo niewielkie. Trzeba np. powołać Ministra Obrony Narodowej, bo jest o nim mowa w konstytucji, ale tutaj chodzi przede wszystkim o nazwę. Druga istotna sprawa - działy poświęcone budżetowi i finansom muszą być w jednym ręku. W odniesieniu do całej reszty premier ma całkowitą swobodę - mówił konstytucjonalista. Przy tym, np. "przekładanie działów" pomiędzy ministerstwami nie ma też np. prawnych konsekwencji dla ich pracowników - tzn. likwidacja jakiegoś ministerstwa nie oznacza, że likwiduje się stanowiska ich pracy. Jak powiedział PAP Balicki, historycznie niektóre ministerstwa zawsze są obecne, ale właściwie w każdym rządzie pojawiały się indywidualne koncepcje, jak rząd ma być zorganizowany. - To jest kwestia pewnej wizji rozwoju państwa, a czasami kwestia układów koalicyjnych i potrzeby zapewnienia stanowisk dla koalicjantów. Nie ma tutaj zasad - podkreślił konstytucjonalista.