Marcin Zaborski: Senator Prawa i Sprawiedliwości, były minister zdrowia, Konstanty Radziwiłł. Dzień dobry. Konstanty Radziwiłł: - Dobry wieczór. Nie wygrał 100 tys. zł, ale też nie wygrał w wyborach kolejnej kadencji w Senacie. Panie senatorze, żal rozstawać się z Senatem po przegranych wyborach? - Przede wszystkim, korzystając z tego, że pan mnie zaprosił po wyborach, przed wyborami nie. Myśli pan, że to dlatego, moja wina? - Nie, myślę, że nie. Ale dziękuję za zaproszenie. Chciałbym podziękować tym prawie 120 tys. ludzi, którzy oddali na mnie głos, to naprawdę coś nieprawdopodobnego. 176 tys. na konkurenta, to jednak więcej. - Tak, ale ja dziękuję tym, którzy głosowali na mnie. Będzie żal pożegnać się z Wiejską? - Wie pan, to chyba nie tak. Ja do polityki przyszedłem nie po to, żeby realizować jakieś swoje ambicje, tylko tak, jak w całym swoim życiu - zrobić coś dobrego dla dobra wspólnego. I myślę, że mam satysfakcję z różnych rzeczy, które się udały. A co będzie dalej, to jeszcze zobaczymy. No właśnie, co będzie dalej? - Jeszcze trwa kadencja. Jutro posiedzenie Senatu. O tym za chwilę, ale zgłosił pan chęć pracy w nowym rządzie Prawa i Sprawiedliwości? - Nie, to tak się nie robi. Nie? Nie trzeba nic mówić, po prostu przychodzą po człowieka? - Zwracam uwagę, że rekrutacja do rządu na ministrów czy na inne stanowiska odbywa się nie na zasadzie składania ofert. Ja tego nie wiem, bo nigdy nie brałem udziału w takim castingu i nie zamierzam. Widzi pan dla siebie miejsce w nowym rządzie? - Panie redaktorze, to naprawdę nie jest dobre pytanie i na pewno nie do mnie. Dlaczego nie? - Znam swoją wartość i na pewno będę chciał dalej robić coś dla wspólnego dobra. I znając swoją wartość - myśli pan, że PiS może nie skorzystać z pana doświadczenia? - Sądzę, że jakieś zadania zostaną przede mną postawione. Czyli nie trzaska pan drzwiami i nie żegna się z polityką w ogóle? - Wie pan, równolegle jestem cały czas lekarzem. Pracuję z pacjentami. Dzisiaj też. I to mi daje bardzo wiele satysfakcji. Ja jeszcze raz powtarzam: nie muszę być w polityce. Szeroko rozumianej polityce. Polityka to nie tylko bycie w rządzie, ale to także robienie różnych innych rzeczy w instytucjach administracji publicznej, w różnych agencjach. Różnych miejscach, gdzie jest praca, od której zależy bardzo wiele, nie tylko zdrowie jednego chorego, który się do mnie zgłasza, ale też bezpieczeństwo wielu chorych albo całego systemu. Myślę, że jestem jeszcze do wykorzystania nadal. To porozmawiajmy o tym, jak wygląda ten casting rządowy. Rzeczywiście, to jest ciekawe. Słyszał pan, co mówił profesor Tomasz Grodzki, to jest nowy senator Koalicji Obywatelskiej, lekarz, który ujawnia, że był sondowany przez przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości, czy przypadkiem nie zostałby ministrem zdrowia. - Pan tych przedstawicieli rozmnożył, czy on tak powiedział, że to byli przedstawiciele - w liczbie mnogiej? Nie, on napisał na Twitterze: "Potwierdzam, że byłem sondowany w kwestii objęcia teki w rządzie PiS. Moja odpowiedź była jednoznacznie negatywna". - Powiedział pan o przedstawicielach, ale rozumiem, że to już był dodatek pana redaktora. Być może, to nie jest najważniejsze w tym momencie, dobrze obaj wiemy. - On jeszcze w tej wypowiedzi albo jakiejś podobnej mówił, że zdarzyło się to już w poprzedniej kadencji. Kiedy pan przestał być ministrem. Pan nie wierzy w taki scenariusz? - Nie wierzę zupełnie. A to ciekawe, bo komentując te słowa prof. Grodzkiego, marszałek Karczewski, rano w Polsat News, mówił, że nie wie, czy to jest prawdziwa informacja, ale, gdyby ktoś do niego przyszedł z taką propozycją, on na pewno nie poszedłby do mediów. Powiedział: "Bo to jest kuchnia polityczna. Są jakieś rozmowy. Na pewno one gdzieś tam się toczą. To jest zupełnie naturalne". To jest naprawdę naturalne, że tak się rozmawia o byciu ministrem zdrowia w Polsce? - Ja nie jestem pewien, czy pan marszałek Karczewski mówił o tym konkretnym przykładzie czy przypadku. Natomiast cała ta historia, którą relacjonuje pan prof. Grodzki, wydaje mi się naprawdę mało prawdopodobna. A szczególnie, że zaczyna się cała ta historia jeszcze dwa lata temu, w okresie, kiedy rząd Prawa i Sprawiedliwości był. Była co prawda zmiana premiera, ale wówczas poszukiwanie ministra zdrowia wśród senatorów Platformy Obywatelskiej i to takiego senatora, powiedziałbym, szczególnie często zabierającego głos w sposób bardzo krytyczny, czy taki, powiedziałbym nawet, więcej niż krytyczny, wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobne. A dopuszcza pan możliwość, że PiS przeciąga na swoją stronę któregoś z senatorów PO czy PSL-u, SLD czy niezrzeszonych, po to, żeby jednak odzyskać większość w Senacie? - Panie redaktorze, tego typu rozmowy, wyobrażam sobie, że mogą istnieć. Nie personalizowałbym ich akurat w stosunku do pana senatora Grodzkiego, natomiast...Ale to byłoby zgodne z wartościami, które wyznaje PiS?- Jeżeli by się okazało, że któryś z senatorów wyznaje podobne wartości, to myślę, że nie byłoby w tym nic dziwnego, prawda? Przecież ci senatorowie byli wybrani przez wyborców głosujących na nich także z tego powodu, że reprezentują konkretne środowisko polityczne i mają taki, a nie inny program. I co? Nagle zapominamy o tym, kasujemy?- To znaczy, jak już mówimy o tym, dlaczego byli wybierani senatorami ci czy tamci ludzie, to ja bym powiedział tak: dokonano w czasie tych wyborów pewnej manipulacji i moim zdaniem takiej nie całkiem moralnej manipulacji, polegającej na tym, że część osób, które kandydowało do Senatu, tak naprawdę nie kandydowało, reprezentując określone programy, a przykładem tego jest mój konkurent, który wygrał te wybory - pan Michał Kamiński, który kandydował pod szyldem PSL-u i zapytany wprost w jednej redakcji o szczegóły programu PSL-u, powiedział, że go nie czytał. Panie ministrze, wyborcy w pana okręgu zostali zmanipulowani? - No, moim zdaniem, w znacznej mierze zostali zmanipulowani, w tym sensie, że... Michał Kamiński w Sejmie pracował w klubie PSL-u właśnie przez ostanie lata. - Michał Kamiński nie znając, nie czytając, bo powiedział to on a nie ja, że nie czytał programu PSL-u, tak naprawdę nie kandydował do Senatu jako przedstawiciel PSL-u, bo o tym mało kto w ogóle wiedział, że on jest z PSL-em związany. Kandydował jako przedstawiciel opozycji w ramach paktu senackiego. - To był, jak obliczyłem, jego ósmy szyld, jeżeli chodzi o różne partie. Kandydował pod hasłem, które było wypisane na jego banerach w miejscach publicznych, jako wspólny kandydat opozycji zjednoczonej. Więc można zadać pytanie: tak naprawdę z jakim programem on kandydował? No ja nie wiem z jakim. Chyba nie z tym, którego nie czytał. Panie senatorze, jak mają się czuć wyborcy w pana okręgu, którzy słyszą to, co pan mówi, że oni zostali zmanipulowani ergo - dali się zmanipulować, czyli co? Mają przysłonięte oczy i nie wiedzą, co się wokół nich dzieje? - O nie, nie, panie redaktorze, proszę nie wkładać w moje usta braku szacunku do wyborców, którzy mnie nie poparli. Pan powiedział - "doszło do manipulacji". - Ja powiedziałem, że kandydat ich manipulował. I oni się dali zmanipulować? - Ja nie wiem, czy się dali, czy nie dali, natomiast na pewno tego typu sytuacja - braku szacunku do wyborców, którzy mają prawo wybierać kandydatów przypisanych do określonych programów i wyborów, i wartości, miała miejsce. To miało miejsce. Ja, jeżeli już pan usiłuje we mnie wepchnąć brak szacunku dla wyborców... Próbuję zrozumieć, panie senatorze. Niczego nie wpycham w pana. - Z całą pewnością nigdy w życiu czegoś takiego ani nie powiedziałem, ani nie pomyślałem. Niestety robią to, można powiedzieć, nagminnie w tej chwili przedstawiciele różnych opcji, które występowały pod tą flagą anty-PiS i dzisiaj albo leją krokodyle łzy nad głupotą polskiego społeczeństwa, albo wypowiadają słowa tak obelżywe i pogardliwe, że można powiedzieć, tylko widać ciągłość z taśmami pana przewodniczącego Neumanna. To rzeczywiście jest tak. Ale ja na pewno z tym nie mam nic wspólnego. Marcin Zaborski