Kiedy rok temu zaczynały się przedbiegi do wyborów prezydenckich, jedno z najciekawszych pytań brzmiało: kto będzie czarnym koniem wyścigu do Pałacu? Dziś znamy odpowiedź: nikt. Nikt, dosłownie nikt, nie zdołał bowiem skorzystać ze szczeliny w partyjnym systemie, jaką są bezpośrednie wybory głowy państwa. Bo trudno uznać za takowe 2,48 proc. głosów weterana blisko już 20 kampanii wyborczych Janusza Korwin-Mikkego. Nie mówiąc już o dramatycznie słabych, wręcz upokarzających, wynikach Marka Jurka i Andrzeja Olechowskiego - zaznacza gazeta. Wniosek? Wybory prezydenckie, uznawane przez lata za moment, w którym do gry może wejść jakiś nowy, poważny zawodnik spoza środowisk zasiadających obecnie w parlamencie, potwierdziły coś przeciwnego: nie ma dziś w Polsce poważnej polityki poza partiami politycznymi i idącymi za tym pieniędzmi budżetowymi. Nie ma lidera, który ma w sobie charyzmę, głód walki i talent wystarczający na wdarcie się do elitarnego klubu sejmowego z nową partią. System się domknął. O tym pisze na swoich łamach "Polska The Times".