Cały dzień trwał w Sejmie pat po wczorajszej awanturze budżetowej. Rozpoczęte dziś rano obrady Sejmu były przerwane i kilkakrotnie odraczane. Po decyzji Konwentu Seniorów marszałek Marek Jurek o godz.20.30 wznowił obrady, a pół godziny później zamknął posiedzenie Sejmu. Z osiągniętego kompromisu zadowolone są wszystkie partie i zgodnie twierdzą, że "afera budżetowa" była niepotrzebna. - Terminarz ten jest racjonalny i rozsądniejszy niż to, co proponowano na początku tego posiedzenia Sejmu, a potem popierano bezprawnymi działaniami na sali sejmowej - powiedział marszałek Sejmu Marek Jurek. Zdaniem szefa PO Donalda Tuska, rozwiązanie kryzysu, nie było łatwe. Ale - jak ocenił - stanowcza postawa opozycji "wpłynęła trzeźwiąco na marszałka Sejmu i PiS". Natomiast wicemarszałek Sejmu Wojciech Olejniczak uważa, że dzięki ustaleniu terminarza prac nad budżetem "wygrało prawo i demokracja". "O to tak naprawdę nam chodziło" - dodał. Również wicemarszałkowie Sejmu Andrzej Lepper i Jarosław Kalinowski są zadowoleni z tego, że drugie czytanie projektu budżetu odbędzie się w sobotę. - Jestem zadowolony z kompromisu, ale po co była ta cała afera? - pytał Kalinowski. Jak dodał, można było całą sprawę rozwiązać w bardziej cywilizowany sposób. Lepper także uważa, że "afera budżetowa" była zupełnie niepotrzebna. Jak dodał, na Konwencie Seniorów apelował, aby "siedzieć i dyskutować" tak długo, aż zostanie wypracowany kompromis. Sytuacja w Sejmie była dzisiaj bardzo napięta. Posłowie opozycji zapowiadali, że wznowią obrady Sejmu wbrew decyzji marszałka oraz bez udziału posłów PiS. Posłowie rotacyjnie przebywali też na sali posiedzeń Sejmu, aby nie dopuścić do jej zamknięcia. Wcześniej, po pierwszym posiedzeniu Konwentu Seniorów, wicemarszałek Wojciech Olejniczak (SLD) poinformował, że następne posiedzenie Sejmu odbędzie się prawdopodobnie dopiero 25 stycznia. Szef PO Donald Tusk mówił, że jeśli marszałek Sejmu ogłosi przerwę w posiedzeniu Izby do 25 stycznia, oznaczać to będzie działanie "niby zgodne z prawem, ale tak naprawdę zamach stanu". Budżet musi zostać przyjęty 19 lutego. Jeśli tak się nie stanie, mogą zostać rozpisane nowe wybory. Marszałek Jurek argumentował wcześniej przerwanie obrad tym, że Sejm jest "w głębokim kryzysie", bo - jak wynika z pierwszych ekspertyz - wczoraj posłowie opozycji złamali konstytucję. Tyle że opozycja jest zdania, że prawo złamał marszałek. Jurek zakazał nawet zwoływania komisji sejmowych. Posłuchaj marszałka: Sejmowy pat Sejmowy kryzys powstał po wczorajszej awanturze budżetowej. W Sejmie dawno nie było tak gorąco jak wczoraj. Przeciwko PiS zjednoczyła się cała opozycja, która domaga się odwołania Marka Jurka. Marszałek nie poddał bowiem pod głosowanie wniosku LPR, który wbrew woli rządu miał doprowadzić do głosowania nad budżetem zgodnie z planem, czyli w najbliższą sobotę 14 stycznia. PiS chce jednak opóźnienia prac nad budżetem, co zdaniem opozycji jest taktyką mającą doprowadzić do przyspieszonych wyborów. Do niespodziewanego zwrotu doszło wieczorem. Wówczas pod nieobecność większości posłów PiS i marszałka Jurka wszystkie kluby zebrały się pod przewodnictwem wicemarszałka Marka Kotlinowskiego (LPR) na sali sejmowej, by zdecydować, że wbrew woli rządzącej partii w sobotę będzie głosowanie nad budżetem. Ale PiS twierdzi, że głosowanie wbrew woli marszałka jest nieważne. Marszałek swoje Jurek przekonuje, że ekspertyzy "wyraźnie świadczą o tym, że został naruszony art. 110 ust. 2 konstytucji. Mówi on, że "marszałek Sejmu przewodniczy obradom Sejmu, strzeże praw Sejmu oraz reprezentuje Sejm na zewnątrz". Wicemarszałek - jak mówił Jurek - jest funkcją pomocniczą. - Ale kryzys jest tak naprawdę głębszy. Nie polega on tylko na tym, że jeden z naszych kolegów kierował się może źle rozumianą solidarnością, może zachęcony do nieodpowiedzialnej akcji (w tej chwili na sali z jednej strony rozległo się buczenie, któremu odpowiedziały oklaski) uzurpował sobie kompetencje marszałka - zaznaczył Jurek. - Tak naprawdę - kontynuował - kryzys polega również na tym, że kilku innych wicemarszałków udzieliło poparcia tym działaniom. Marszałek zaznaczył też, że niektóre wypowiedzi publiczne świadczą o tym, że anarchizacja prac Sejmu traktowana jest "jako metoda standardowa, której można używać do uprawiania opozycji". - Takiej metody używać nie można - podkreślił Jurek. Opozycja swoje Tymczasem opozycja chce ograniczenia władzy marszałka. - Chcemy zmiany regulaminu Sejmu, tak aby o porządku obrad Sejmu decydowało prezydium, a nie sam marszałek - zapowiada lider LPR, Roman Giertych. - Pod tym projektem podpisało się już 300 posłów. Nie może być tak, że mniejszość decyduje o większości. Istotą demokracji jest to, że wszyscy w Sejmie reprezentujemy ludzi. Te ugrupowania, które dzisiaj chcą zmiany regulaminu reprezentują więcej wyborców niż pan marszałek Sejmu, który chce zablokować te zmiany. I na tym polega istota demokracji - podkreśla. Giertych dodaje, że jeżeli marszałek nie podda tego wniosku pod głosowanie, opozycja będzie się domagać jego odwołania. Według opozycji, PiS zależy wyłącznie na doprowadzeniu do przedterminowych wyborów. - Wszystko po to, żeby Jarosław Kaczyński doprowadził do sytuacji, że nie będzie do 19 lutego przyjęcia ustawy budżetowej, wtedy pan prezydent Lech Kaczyński będzie mógł skrócić kadencję Sejmu. Wówczas Samoobrona i LPR będą na "miękkich nogach", będzie można stworzyć stabilną koalicję, ewentualnie przeciągnąć część posłów PO, którzy też będą się bali wyborów parlamentarnych, na swoją stronę. A jak nie, to PiS widzi, że ma dobre notowania i zechce robić wybory - mówi INTERIA.PL Ryszard Kalisz z SLD. - Najgorsze jest to, że PiS o tym nie mówi publicznie, robi to socjotechnicznie, bardzo sprawnie, aczkolwiek kosztem polskich obywateli. Jest chaos, ale to są ambicje Jarosława Kaczyńskiego. Rządzić, rządzić - a inni niech się podporządkują i dlatego jest chaos - dodaje. Opozycja krytykuje też postawę prezydenta: - Dlaczego go przy tym kryzysie nie ma? Dlaczego nie ma go w aktywnym działaniu - pytał dziś Jerzy Szmajdziński z SLD. Zobacz także STUDIO FAKTY. INTERIA.PL