Jak ta delegalizacja ma wyglądać? Na każdy automat w Polsce potrzebne jest zezwolenie, które wydaje rząd. A ten nie będzie już wydawał nowych zezwoleń, starych natomiast nie będzie przedłużał. Te automaty, które już są w salonach gier, będą działać do czasu, aż wygaśnie na nie licencja. Niektóre już bardzo niedługo, bo takie licencje były wydawane na sześć lat. W tym czasie właściciele automatów będą co miesiąc płacić dużo wyższy podatek niż w tej chwili - nie 180 euro miesięcznie, a dwa tysiące złotych miesięcznie. Dlaczego rząd decyduje się na tak drastyczne rozwiązanie, gdy wciąż trzeba łatać dziurę budżetową, i czy likwidacja branży nie zmniejszy dochodów państwowej kasy? Jak twierdzi rząd, nie stanie się tak od razu. W dwóch najchudszych latach budżet ma jeszcze zyskiwać. - W roku 2010 można się spodziewać - jak sądzę - raczej trochę większych wpływów niż spadku wypływów - podkreślał Donald Tusk. Jak mówił, automaty mają być likwidowane stopniowo, a właściciele tych maszyn, które wciąż stoją, będą płacić dwa tysiące złotych podatku miesięcznie i stąd te większe zyski. Do tej pory z podatku od jednorękich bandytów do kasy państwa wpływało rocznie pół miliarda złotych. Teraz przez pierwsze lata będzie to ponad miliard. Później pieniędzy będzie mniej, ale rząd liczy, że gracze przeznaczą je na inne opodatkowane wydatki. Rząd mówi też "nie" wideoloteriom, które do Polski jeszcze nie dotarły. Donald Tusk zapowiada również zakaz hazardu w internecie. W ciągu dwóch tygodni rząd przyjmie gotowy projekt ustawy o grach liczbowych i hazardowych - obiecywał premier. - Życie gospodarcze próżni nie zna - tak rządowy pomysł komentuje Jan Kosek, wiceprezes Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne. To on wraz z Ryszardem Sobiesiakiem miał wpływać na Zbigniewa Chlebowskiego w tak zwanej aferze hazardowej. Zdaniem Koska, teraz hazard przeniesie się do podziemia: