Nie doszła natomiast do skutku druga z zaplanowanych na dzisiaj konfrontacji z szefem CBA Mariuszem Kamińskim, który pojawił się w prokuraturze wczesnym popołudniem. Wieczorem, na wniosek pełnomocników rodziny Blidów oraz Kornatowskiego, została odwołana m.in. ze względu na czas i zmęczenie konfrontacją z Ziobro. Po wyjściu z prokuratury b. minister sprawiedliwości powiedział, iż "wiarygodność Kornatowskiego jest powszechnie znana, zwłaszcza po wydarzeniach w hotelu Marriot". Nie chciał mówić o szczegółach przesłuchania, bo - jak stwierdził - są ono objęte tajemnicą postępowania. Powiedział jedynie, że podtrzymał swoje wcześniejsze zeznania. Przyznał też, iż liczy - przy wyjaśnieniu sprawy m.in. Barbary Blidy - na sejmową komisję śledczą. Pytany, kto podjął decyzję o zatrzymaniu Blidy, odpowiedział, że prokuratorzy prowadzący śledztwo. Dodał, że materiał dowodowy pozwalał na postawienie Blidzie zarzutów. Inną rzeczą są pewne niedociągnięcia w zakresie realizacji postanowień prokuratury. "Ale błędy w działaniach ludzi się zdarzają. Ale to nie są błędy prokuratorów. Tak jak się zdarzają przypadki samobójstw osób objętych postępowaniami karnymi" - powiedział. Jako przykład podał też samobójstwa sprawców śmierci Krzysztofa Olewnika. - Albo w desperacji, albo w innych temu towarzyszących okolicznościach popełnili samobójstwo - zaznaczył. Zwrócił uwagę, że sprawa porwania Olewnika miała miejsce w 2001 roku. Jak twierdzi, przez cztery lata nic w tej sprawie się nie działo. - To wielki dramat jego i jego rodziny, której nie wysłuchiwano mimo, że trafiała do najwyższych urzędników w państwie - powiedział. Według niego, momentem zwrotnym w tej sprawie był list jaki dotarł do niego, a który spowodował spotkanie z rodziną ofiary. W jego imieniu spotkali się z rodziną ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek i oraz szef ABW Bogdan Święczkowski. "Ten ostatni dokonał analizy materiału dowodowego i w jego oparciu a także po rozmowie z siostrą zamordowanego, zaproponował przeniesienie śledztwa do prokuratury w Olsztynie. I tak się stało" - mówił. - Wyraziłem na to zgodę. Po niedługim czasie sprawcy byli ujawnieni. Zrobiono to, co się nie udało się wcześniej. Gdyby tak działano wcześniej, to prawdopodobnie Olewnik by żył - dodał. Po wyjściu z prokuratury z dziennikarzami rozmawiał również mec. Leszek Piotrowski. Przyznał, że konfrontacja nie była łatwa. Jak twierdzi, padło bardzo dużo pytań, nawet świadkowie przepytywali się nawzajem. Według niego, wiele mówiono o naradach u b. premiera Jarosława Kaczyńskiego. Jako przykład pewnych rozbieżności podał "skład osobowy i termin spotkania, na którym zapadła decyzja o zatrzymaniu Barbary Blidy". Piotrowski przyznał, iż bardziej wiarygodne dla niego są zeznania Kornatowskiego i Kaczmarka. Z dziennikarzami nie rozmawiał Kornatowski. Środowe przesłuchania miały zakończyć kolejną turę zaplanowanych na ten tydzień przez śledczych konfrontacji świadków - uczestników narady u ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, która odbyła się przed planowanym zatrzymaniem Blidy i dotyczyła m.in. śledztwa w sprawie mafii węglowej. W ubiegłym tygodniu skonfrontowani zostali m.in. b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek z b. premierem Jarosławem Kaczyńskim, Ziobrą, i Kornatowskim. W poniedziałek doszło do konfrontacji Kornatowskiego z b. szefem ABW Bogdanem Święczkowskim, we wtorek z b. naczelnym prokuratorem wojskowym - Tomaszem Szałkiem. Łódzka prokuratura bada okoliczności śmierci b. posłanki SLD Barbary Blidy, która w kwietniu ub. roku popełniła samobójstwo, gdy funkcjonariusze ABW przyszli przeszukać jej dom w Siemianowicach Śląskich i - na polecenie Prokuratury Okręgowej w Katowicach - zatrzymać ją w związku z podejrzeniami o korupcję w handlu węglem. Śledztwo ma ustalić m.in., czy w trakcie zatrzymywania doszło do niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy ABW. Dotąd zarzut niedopełnienia obowiązków usłyszał funkcjonariusz katowickiej delegatury ABW Grzegorz S. Kierował on akcją zatrzymania Barbary Blidy w jej domu i - według śledczych - nie wydał dwóm pozostałym funkcjonariuszom polecenia przeszukania Blidy; sam nie sprawdził też, czy b. posłanka miała broń. Grozi mu kara do trzech lat pozbawienia wolności.